środa, 5 listopada 2014

III

Ślizgonka obudziła się dosyć późno. Zaraz po wstaniu, udała się na szybką kąpiel. Musiała się wytrzeć w starą suknię ze swojego kufra, bo nigdzie nie mogła znaleźć ręcznika, ani nawet ścierki. Ubrana w czystą, czarną koszulę i obcisłe spodnie w tym samym kolorze, udała się do kuchni, gdzie siedziały już jej koleżanki.
Szlag mnie zaraz trafi! – usłyszała głos Lindsay jeszcze na korytarzu. – Jak można żyć w takim syfie?
Krótko – rzuciła sucho Sentis.
Brunetka usiadła przy stole, z którego Gryfonka wcześniej uprzątnęła sprzęt do warzenia eliksirów. Obecnie stał na nim dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą oraz cztery czyste kubki. Oprzyrządowanie stało teraz na szafkach i podłodze.
Widzę, że humor już ci się poprawił – stwierdziła Nathalie. – To dobrze, bo musimy załatwić pewną sprawę. Pamiętacie, jak wczoraj mówiłam o „żywym monitoringu”?
Nadal nie mam pojęcia, o co ci właściwie chodziło – powiedziała Victoria, odrywając się na chwilę od kubka z kawą.
Starzy mugole bardzo często nie mają zbyt ciekawego życia, są ubodzy i raczej nie należą do ludzi towarzyskich. A co gorsza – nie lubią młodszych od siebie. Ich hobby to obserwowanie innych, w skrajnych przypadkach nawet szpiegowanie i donoszenie... – wyjaśniła dziewczyna.
A co nam do tego? – spytała zniecierpliwiona już tą, według niej, bezsensowną gadaniną Sentis.
Do tego dążę. Otóż śmiem podejrzewać, że zostałyśmy namierzone przez takowy „żywy monitoring”.
Dziewczyny popatrzyły na siebie zdumione. Kompletnie nie wiedziały, o co chodzi Puchonce, ale postanowiły jej nie przerywać. Istniało prawdopodobieństwo, że mogła rzucić w nie jakąś mało przyjemną klątwą.
Mam na myśli starszą panią z kamienicy obok, która bardzo uważnie obserwowała nas, gdy się wprowadzałyśmy, jeżeli tak to można nazwać. Myślę, że może nam bardzo utrudnić życie – kontynuowała.
Nathalie podeszła do okna i zaczęła obserwować podwórko zza brudnej firanki, która, swoją drogą, śmierdziała jak przepocona, męska skarpeta. Po chodniku, jak gdyby nigdy nic, przechadzała się starsza pani. Mugolka zatrzymała się na wysokości okna mieszkania Severusa i zaczęła się nachalnie w nie gapić. Nawet nie patrzeć – gapić. Stała z kudłatym, upasionym jak świnia pieskiem oraz gazetą pod pachą. Teoretycznie nie powinno być w tym nic dziwnego, ale w pewnym momencie podeszła do okna. Przytknęła twarz do szyby, aż jej nos zadarł się niczym u świni, z rąk zrobiła „daszek”, by uchronić oczy przed słońcem, nawet stanęła na palcach, żeby więcej widzieć. Mogła oglądać jedynie brudną firankę, za którą stały już wszystkie dziewczyny, którym trudno było uwierzyć w tę groteskową sytuację.
Oni naprawdę robią takie rzeczy? – zapytała Victoria. – Szpiegują, wtrącają się w nie swoje sprawy, obgadują...
A czasami nawet nasyłają policję – przerwała jej Nathalie. – To są mugole – trudno z nimi wytrzymać – a co dopiero zrozumieć.
Dziewczyny stały nieruchomo po jednej stronie szyby, a po drugiej starsza pani wyginała się i przyciskała twarz do okna, jak tylko mogła, aby za wszelką cenę cokolwiek zobaczyć. Robiła tak już przez dobre kilkanaście minut, ale nadal nie odpuszczała.
Nie chcę, żeby mi się jakaś starucha gapiła w okno przez cały dzień – warknęła cicho Sentis, przy okazji podwijając rękawy.
Co masz zamiar zrobić? Tylko uprzedzam, żadnych czarów – mruknęła Nathalie stojąca zaraz obok Ślizgonki.
Brunetka zrobiła krok do przodu. Przypatrywała się kobiecie zza zasłony, jednak nie mogła określić jej wyglądu przez tę piekielną firanę, która w dalszym ciągu śmierdziała jak skarpety. Postanowiła wyraźniej ją zobaczyć. Złapała za koniec materiału i jednym krótkim, zamaszystym ruchem odsłoniła okno.
Babcia odskoczyła, jakby właśnie poraził ją prąd. W sumie trudno się dziwić. W oknie zobaczyła przecież cztery kobiety o srogich spojrzeniach i posępnych minach, które chęć mordu miały wypisaną na czole.
Kobieta była stara i pomarszczona. Twarz miała dużą, okrągłą, pełną małych fałdek, które upodabniały ją do mopsa. Zresztą wyglądała jak mops. Krótkie nóżki, duży brzuch, nieskoordynowane ruchy. Najbardziej rzucały się w oczy tlenione włosy upięte w coś, co miało być kokiem, ale wyglądało jak krzak. Czyżby była babcią dziewczynki z „palmą”? Staruszka ubrana była w rozciągniętą i pogniecioną sukienkę do kolan oraz „papucie”. Całość swojej stylizacji utrzymywała w odcieniach różu.
Sentis uznała, że dostała to, czego chciała i kolejnym szybkim ruchem zasłoniła firankę. Babcia przez chwilę nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, jednak po chwili namysłu udała się truchcikiem do domu.
Problem z głowy – powiedziała z zadowoleniem Ślizgonka, ponownie siadając przy stole. Nalała sobie kolejny kubek kawy i położyła nogi na stół.
Obyś miała rację – westchnęła z nadzieją Nathalie, która zrobiła dokładnie to samo co przedmówczyni.
Wszystkie kobiety siedziały z nogami założonymi na stół i delektowały się kawą i ciszą, której nie doświadczały zbyt często przez ostatnie dwadzieścia lat.
Sentis przymknęła oczy, odchyliła głowę na oparciu w nadziei, że uda jej się zdrzemnąć przez kilka minut bez bliskiego spotkania z podłogą. Krzesło nie wyglądało na stabilne, a raczej na przyniesione z wysypiska śmieci. Nawet trochę się lepiło od brudu. Na całe szczęście nie śmierdziało tak jak firana.
Kiedy dziewczyny spokojnie wypoczywały, przed kamienicą zebrał się niemały tłumek dzieci, a w oddali również dorosłych, którzy spacerowali z najmłodszymi pociechami lub psami, aby nikt nie pomyślał, że przyszli popatrzeć. Wydarzenie, które miało się za chwilę rozpocząć, było istną sensacją na Spinner's End. W nieświadomości pozostawały jedynie cztery czarownice.
Nagle obudziło je głośne łomotanie do drzwi. Ktoś musiał być bardzo niewyżyty, bo uderzał w nie chyba pięścią, a może nawet nogą.
Krukonka jako pierwsza poderwała się z miejsca i pobiegła do korytarza. Zaraz za nią ruszyły pozostałe dziewczyny. Chciała lekko uchylić drzwi, aby zobaczyć kto tak uporczywie chce się tu dostać, jednak kiedy tylko nacisnęła klamkę, gruby mężczyzna naparł na nie i siłą dostał się do środka. Zaraz na nim do korytarza wkroczył chudy, ryży typ i Pani Mops. Dziewczyny cofnęły się aż pod drzwi do łazienki.
Dzień dobry! Jestem komisarz Poopsky, a to dzielnicowy Dicksley. Jesteśmy tu na wezwanie prezeski zarządu tutejszej wspólnoty mieszkaniowej. Są panie zatrzymane pod zarzutem włamania i zawłaszczenia mieszkania – wyrzucił z siebie ciągiem gruby mężczyzna. Wyglądał na podekscytowanego, jednak próbował sprawiać wrażenie profesjonalisty, który przeprowadza takie akcje codziennie.
Komisarz Poopsky był grubym, wysokim i wyjątkowo śmierdzącym facetem. Pocił się tak mocno, że aż wszystkie trzy włosy przykleiły mu się do czoła. Gębę miał bardzo przeciętną, oczy mętne, nos jak kartofel. Odziany w policyjny mundur i z pączkiem w dłoni nie robił na dziewczynach żadnego wrażenia, a tym bardziej nie napawał ich strachem.
Dużo bardziej interesujący był dzielnicowy Dicksley. Mężczyzna był posiadaczem rudych, kręconych włosów, dziewiczego wąsa odcieniu tego samego koloru oraz monobrwi. Czarnej. Dziewczyny nie mogły oderwać wzroku od tego wybryku natury. Dzielnicowy był wyjątkowo wątłej postury, jednak chodził dumnie wyprostowany i wyprężony. Mundur wisiał na nim jak na wieszaku. Na całe szczęście nie śmierdział jak jego kolega, bo Poopsky i firanki w kuchni wykorzystały limit wydzielanego smrodu dla całej ulicy. Od razu po wejściu do korytarza zaczął szwendać się po całym mieszkaniu, jakby szukał czegoś cennego.
Przy drzwiach stała dumna jak paw Pani Mops. Pod pachą trzymała kołonotatnik, na nosie miała okulary w jaskrawozielonych oprawkach. Podczas pobytu w domu chyba postanowiła się upiększyć, bo twarz miała pokrytą jakimś pyłem, jakby sypnęła sobie w twarz garścią mąki, usta wysmarowała burakiem, a brwi odrysowała czarną kredką od szklanki. Przebrała się w garsonkę w papugi, a na stopach miała trepy z podobizną swojego pieska. Lindsay wytrzeszczyła oczy na widok odzienia staruszki, Nathalie mocno się zachwiała, Victoria miała odruch wymiotny, a Sentis zapragnęła mieć pod ręką naładowany kałasznikow.
Wszystko co powiecie, może zostać użyte przeciwko wam! – zakrzyknęła z werwą Pani Mops, przy okazji grożąc palcem.
Przez wciąż otwarte drzwi Sentis zauważyła, że tłumek powiększył się. zerkać przechodnie przestali przelotnie zerkać, tylko podeszli bliżej i zaczęli się nachalnie gapić. Dziewczyna nie mogła znieść myśli, że stanowi rozrywkę dla plebsu, toteż wyminęła grubasa i Babcię, po czym z hukiem zamknęła drzwi.
Od razu lepiej – mruknęła do siebie.
Następnie przywdziała firmowy uśmiech numer piętnaście, czyli "jestem cholernie miła i uprzejma, przelecę cię mentalnie, ale potem daj mi spokój i spieprzaj" Działał na facetów bez osiągnięć, czyli obecnie nadawał się wprost idealnie.
Ależ panie władzo – zaczęła przybliżając się powoli do komisarza. – To jakieś nieporozumienie. Jesteśmy tu całkowicie legalnie, nikt się nie włamywał, nic z tych rzeczy!
Poopsky zaczął pocić się jeszcze bardziej, bo sam nie mógł uwierzyć, że zwraca się do niego kobieta. TAKA kobieta.
A–a–ale pani Stirlitz złożyła zażalenie...
Ach! Kochana babunia ma problemy z pamięcią! – wtrąciła radośnie Victoria, po czym podeszła do staruszki i objęła ją ramieniem.
Oburzona kobiecina chciała zaprotestować, jednak Krukonka z całej siły zacisnęła jej rękę na ramieniu i obróciła twarz w jej stronę.
Milcz albo zdechniesz – syknęła ledwo słyszalnie, czego żaden z mężczyzn nie mógł zauważyć przez srebrne włosy, którymi zasłoniła się przed ich wzrokiem. Babcia znieruchomiała.
Jesteśmy wnuczkami pani Stirlitz. Ona sama poprosiła nas o zajęcie się mieszkaniem dopóki nie wróci właściciel, ale widocznie o tym zapomniała. Wprowadziłyśmy się dopiero wczoraj, choć pisała do nas dużo wcześniej. Pewnie biedaczka zapomina o braniu leków. Ale cóż się dziwić! W jej wieku już się tak ma – wytłumaczyła Nathalie. Stała teraz obok dzielnicowego, który bezwstydnie gapił jej się w dekolt.
W takim razie poproszę jedynie o dokumenty tożsamości i... – Grubas nie dokończył, bo Lindsay potraktowała go niewerbalnym Imperiusem.
ważne jednak to nie będzie potrzebne. Do widzenia – powiedział beznamiętnie i wyszedł z domu.
Dicksley nie bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Rozejrzał się jeszcze raz po mieszkaniu i wyszedł jak gdyby nigdy nic.
Co za imbecyl z tego chudzielca – mruknęła Victoria, wciąż trzymając staruszkę w objęciach.
Daj mu spokój, jest rudy – powiedziała z nutą ironii Nathalie.
Mamy większy problem, niż kolor włosów tego faceta – zaczęła Sentis. – Co my teraz z tobą zrobimy? – zwróciła się do kobiety.
Staruszka wyglądała na przerażoną. Trzęsły jej się ręce, kolana uginały. Twarz zbladła, a jej kolor zrównał się z odcieniem mącznego makijażu. Była bliska płaczu.
Zabijmy ją! – mruknęła nieco psychopatycznie Victoria, zaciskając obie ręce na ramionach Pani Mops. Usłyszawszy to, kobieta zemdlała.
I co żeś zrobiła? Jak ją teraz przetransportujemy do domu?
Zaniesiemy? – odpowiedziała sarkastycznie Nathalie.
Przed nosem tych wszystkich ludzi?
No to ja nie wiem – oburzyła się Puchonka. – Poczekajmy, aż się ściemni i tyle.
Albo ją obudźmy, wciśniemy, że przyszła tu po cukier i zemdlała, a później wygońmy do domu – powiedziała ze spokojem Lindsay.
Nie wiedziałam, że taki z ciebie mistrz zbrodni. Nawet Niewybaczalnymi rzucasz – stwierdziła z uznaniem Sentis.
Dziewczyny wdrożyły plan w życie. Najpierw położyły staruszkę na podłodze, Victoria pobiegła do kuchni po słoiczek, aby historia z cukrem była bardziej prawdopodobna. Pojemnik włożyła jej do kieszeni w marynarce.
Kiedy pani Stirlitz się obudziła, ujrzała pochylone nad nią cztery kobiety, które wyglądały na wyraźnie zmartwione. Pomogły jej wstać, usadziły na krześle w kuchni, podały kubek herbaty. Babcia była kompletnie skołowana. Próbowała coś powiedzieć, ale dziewczyny skutecznie przeszkadzały jej w tym swoją uprzejmą paplaniną. Gadały o tym, jak się o nią martwią, czy była ostatnio u lekarza, czy często jej się to zdarza, czy mieszka sama, kiedy ostatnio widziała wnuki, jak się wabi jej pies i wiele innych. Zadawały pytania, na które staruszka nawet nie miała szansy odpowiedzieć, bo kobiety tego nie chciały. Pragnęły zagadać ją na śmierć. Albo przynajmniej do bólu.
Po kilku minutach staruszka była na granicy wytrzymałości.
Muszę już iść, moje drogie. Strasznie boli mnie głowa.
Dziewczyny nasypały babci cukru do słoika, pogadały jeszcze przez chwilę, a później odprowadziły do drzwi. Pani Mops chciała im podziękować, ale one już nie miały na to sił i prawie wypchnęły ją z mieszkania. Zdezorientowana staruszka podreptała do swojego mieszkania.
Nareszcie spokój! – krzyknęła szczęśliwa Victoria.
Babsko chyba zostawiło swój notes – mruknęła Nathalie podnosząc z podłogi zeszyt z czarną okładką. – Pójdę jej go oddać.
Chyba oszalałaś – stwierdziła krótko Sentis, po czym wyrwała koleżance przedmiot z ręki i potruchtała do kuchni, gdzie usiadła przy stole, czekając na swoje koleżanki.
Kiedy wszystkie już usiadły, otworzyła notatnik i zaczęła czytać.
"Niedziela, 10 maja 1998 r. – Pogoda od tygodnia jest już ładniejsza, nie pada, dawno nie było burzy. Ksiądz w kościele...
Co to jest ksiądz? – przerwała Victoria.
Jakby ci to... To jest taki facet w czarnej sukience do ziemi, który opowiada mugolom o Bogu – wytłumaczyła koleżance Nathalie.
A on go widział?
Nie, raczej nie. Choć niektórym się wydaje, że tak.
To czemu o nim opowiada, skoro go nie zna?
Czytał o nim w książce. Nazywają ją Biblią.
I tylko z niej czerpie wiedzę? Mugole są nienormalni...
Dobra, cicho! Czytam dalej. Ksiądz w kościele mówił, że ciekawość jest grzechem. Może i jest, ale gorszy grzech to cudzołożenie! Jak ta ladacznica Helena Hearne! Jej mąż ciężko pracuje, a ona zdradza go z kim popadnie! Nierządnica! Do piekła z nią!. To jest lepsze od kronik kryminalnych!
No czytaj! – warknęła zniecierpliwiona Nathalie.
No to teraz z innego dnia. Środa, 27 maja 1998 r. – Wczoraj odwiedziła mnie córka z wnukami. Kate urosła od ostatnich odwiedzin, ma długie włosy i wypadł jej już ostatni mleczak. Jest urocza jak aniołek. Za to jej brata opętał chyba jakiś demon! Siedzi ciągle przy komputerze, a później słucha jakiejś szatańskiej muzyki! A moja córka nic z tym nie robi! Mówi tylko, że The Beatles to dobry zespół i mam się nie czepiać, bo przestanie przyjeżdżać. A to niewdzięczna dziewucha!.
Ta babcia musi mieć coś z głową – stwierdziła Lindsay, chichrając się pod nosem.
Sentis obróciła zeszyt do góry nogami i ponownie otworzyła.
Tutaj nie ma pamiętnika, tylko jakieś zapiski. Te są z wczoraj:
10:42 – Pies sąsiadów ujada od ponad godziny. Jak nie przestanie, to zadzwonię na policję.
10:50 – Pies przestał szczekać. Ma szczęście.
11:05 – Ladacznica Hearne wróciła do domu z zakupów. Pewnie nakupiła sobie dziwkarskich sukienek!
11:45 – 17:45 – Dzieciaki bawią się na podwórku.
18: 35 – Jakieś cztery kobiety weszły do mieszkania pana Snape'a. Wyglądają jak z jakiejś sekty.
19:00 – Wieczorna modlitwa.

– I niech nikt mi już więcej nie wmawia, że mugole są normalni!– oburzyła się Victoria, na co wszystkie zaczęły się śmiać.

2 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział, chociaż trudno mi uwierzyć, jakoby akcja toczyła się w Wielkiej Brytanii. :/ Ale brawa za przedstawienie polskiej rzeczywistości, w szczególności żywego monitoringu. Uśmiałam się jak nigdy! Pani Mops i jej dzienniczek - poczekaj, muszę pozbierać się z podłogi! : -rechocze- Naprawdę, niektóre teksty mnie powalają.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Mogłabyś mnie powiadamiać? Mailowo, jeśli to nie problem (wiktoria.filipowska@gmail.com)
    Pozdrawiam,
    Francesca

    PS: Zapraszam do mnie http://hogwart-nieco-inaczej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieee jednak nie doczekam do najnowszego rozdziału, zacznę uzewnętrzniać się już po pierwszym przeczytanym po przerwie - to jest dokładnie to, czego było mi teraz trzeba, masz talent do komediowych tekstów :D Jak dla mnie takie babunie w papuciach to z całą pewnością zjawisko ogólnoświatowe, a nie typowo polskie! I oczywiście pełna identyfikacja z wnukiem Pani Mops, też uwielbiam The Beatles :)

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony