Ślizgonka
obudziła się dosyć późno. Zaraz po wstaniu, udała się na
szybką kąpiel. Musiała się wytrzeć w starą suknię ze swojego
kufra, bo nigdzie nie mogła znaleźć ręcznika, ani nawet ścierki.
Ubrana w czystą, czarną koszulę i obcisłe spodnie w tym samym
kolorze, udała się do kuchni, gdzie siedziały już jej koleżanki.
– Szlag
mnie
zaraz trafi! – usłyszała głos Lindsay jeszcze na korytarzu. –
Jak można żyć w takim syfie?
– Krótko
– rzuciła sucho Sentis.
Brunetka
usiadła przy stole, z którego Gryfonka wcześniej uprzątnęła
sprzęt do warzenia eliksirów. Obecnie stał na nim dzbanek ze
świeżo zaparzoną kawą oraz cztery czyste kubki. Oprzyrządowanie
stało teraz na szafkach i podłodze.
– Widzę,
że humor już ci się poprawił – stwierdziła Nathalie. – To
dobrze, bo musimy załatwić pewną sprawę. Pamiętacie, jak wczoraj
mówiłam o „żywym monitoringu”?
– Nadal
nie mam pojęcia, o co ci właściwie chodziło – powiedziała
Victoria, odrywając się na chwilę od kubka z kawą.
– Starzy
mugole bardzo często nie mają zbyt ciekawego życia, są ubodzy i
raczej nie należą do ludzi towarzyskich. A co gorsza – nie lubią
młodszych od siebie. Ich hobby to obserwowanie innych, w skrajnych
przypadkach nawet szpiegowanie i donoszenie... – wyjaśniła
dziewczyna.
– A
co nam do tego? – spytała zniecierpliwiona już tą, według niej,
bezsensowną gadaniną Sentis.
– Do
tego dążę. Otóż śmiem podejrzewać, że zostałyśmy namierzone
przez takowy „żywy monitoring”.
Dziewczyny
popatrzyły na siebie zdumione. Kompletnie nie wiedziały, o co
chodzi Puchonce, ale postanowiły jej nie przerywać. Istniało
prawdopodobieństwo, że mogła rzucić w nie jakąś mało przyjemną
klątwą.
– Mam
na myśli starszą panią z kamienicy obok, która bardzo uważnie
obserwowała nas, gdy się wprowadzałyśmy, jeżeli tak to można
nazwać. Myślę, że może nam bardzo utrudnić życie –
kontynuowała.
Nathalie
podeszła do okna i zaczęła obserwować podwórko zza brudnej
firanki, która, swoją drogą, śmierdziała jak przepocona, męska
skarpeta. Po chodniku, jak gdyby nigdy nic, przechadzała się
starsza pani. Mugolka zatrzymała się na wysokości okna mieszkania
Severusa i zaczęła się nachalnie w nie gapić. Nawet nie patrzeć
– gapić. Stała z kudłatym, upasionym jak świnia pieskiem oraz
gazetą pod pachą. Teoretycznie nie powinno być w tym nic dziwnego,
ale w pewnym momencie podeszła do okna. Przytknęła twarz do szyby,
aż jej nos zadarł się niczym u świni, z rąk zrobiła „daszek”,
by uchronić oczy przed słońcem, nawet stanęła na palcach, żeby
więcej widzieć. Mogła oglądać jedynie brudną firankę, za którą
stały już wszystkie dziewczyny, którym trudno było uwierzyć w tę
groteskową sytuację.
– Oni
naprawdę robią takie rzeczy? – zapytała Victoria. – Szpiegują,
wtrącają się w nie swoje sprawy, obgadują...
– A
czasami nawet nasyłają policję – przerwała jej Nathalie. – To
są mugole – trudno z nimi wytrzymać – a co dopiero zrozumieć.
Dziewczyny
stały nieruchomo po jednej stronie szyby, a po drugiej starsza pani
wyginała się i przyciskała twarz do okna, jak tylko mogła, aby za
wszelką cenę cokolwiek zobaczyć. Robiła tak już przez dobre
kilkanaście minut, ale nadal nie odpuszczała.
– Nie
chcę, żeby mi się jakaś starucha gapiła w okno przez cały dzień
– warknęła cicho Sentis, przy okazji podwijając rękawy.
– Co
masz zamiar zrobić? Tylko uprzedzam, żadnych czarów – mruknęła
Nathalie stojąca zaraz obok Ślizgonki.
Brunetka
zrobiła krok do przodu. Przypatrywała się kobiecie zza zasłony,
jednak nie mogła określić jej wyglądu przez tę piekielną
firanę, która w dalszym ciągu śmierdziała jak skarpety.
Postanowiła wyraźniej ją zobaczyć. Złapała za koniec materiału
i jednym krótkim, zamaszystym ruchem odsłoniła okno.
Babcia
odskoczyła, jakby właśnie poraził ją prąd. W sumie trudno się
dziwić. W oknie zobaczyła przecież cztery kobiety o srogich
spojrzeniach i posępnych minach, które chęć mordu miały wypisaną
na czole.
Kobieta
była stara i pomarszczona. Twarz miała dużą, okrągłą, pełną
małych fałdek, które upodabniały ją do mopsa. Zresztą wyglądała
jak mops. Krótkie nóżki, duży brzuch, nieskoordynowane ruchy.
Najbardziej rzucały się w oczy tlenione włosy upięte w coś, co
miało być kokiem, ale wyglądało jak krzak. Czyżby była babcią
dziewczynki z „palmą”? Staruszka ubrana była w rozciągniętą
i pogniecioną sukienkę do kolan oraz „papucie”. Całość
swojej stylizacji utrzymywała w odcieniach różu.
Sentis
uznała, że dostała to, czego chciała i kolejnym szybkim ruchem
zasłoniła firankę. Babcia przez chwilę nie wiedziała, co ma ze
sobą zrobić, jednak po chwili namysłu udała się truchcikiem do
domu.
– Problem
z głowy – powiedziała z zadowoleniem Ślizgonka, ponownie
siadając przy stole. Nalała sobie kolejny kubek kawy i położyła
nogi na stół.
– Obyś
miała rację – westchnęła z nadzieją Nathalie, która zrobiła
dokładnie to samo co przedmówczyni.
Wszystkie
kobiety siedziały z nogami założonymi na stół i delektowały się
kawą i ciszą, której nie doświadczały zbyt często przez
ostatnie dwadzieścia lat.
Sentis
przymknęła oczy, odchyliła głowę na oparciu w nadziei, że uda
jej się zdrzemnąć przez kilka minut bez bliskiego spotkania z
podłogą. Krzesło nie wyglądało na stabilne, a raczej na
przyniesione z wysypiska śmieci. Nawet trochę się lepiło od
brudu. Na całe szczęście nie śmierdziało tak jak firana.
Kiedy
dziewczyny spokojnie wypoczywały, przed kamienicą zebrał się
niemały tłumek dzieci, a w oddali również dorosłych, którzy
spacerowali z najmłodszymi pociechami lub psami, aby nikt nie
pomyślał, że przyszli popatrzeć. Wydarzenie, które miało się
za chwilę rozpocząć, było istną sensacją na
Spinner's
End. W nieświadomości pozostawały jedynie cztery czarownice.
Nagle
obudziło je głośne łomotanie do drzwi. Ktoś musiał być bardzo
niewyżyty, bo uderzał w nie chyba pięścią, a może nawet nogą.
Krukonka
jako pierwsza poderwała się z miejsca i pobiegła do korytarza.
Zaraz za nią ruszyły pozostałe dziewczyny. Chciała lekko uchylić
drzwi, aby zobaczyć kto tak uporczywie chce się tu dostać, jednak
kiedy tylko nacisnęła klamkę, gruby
mężczyzna naparł na nie i siłą dostał się do środka. Zaraz na
nim do korytarza wkroczył chudy, ryży typ i Pani Mops. Dziewczyny
cofnęły się aż pod drzwi do łazienki.
– Dzień
dobry! Jestem komisarz Poopsky, a to dzielnicowy Dicksley. Jesteśmy
tu na wezwanie prezeski zarządu tutejszej wspólnoty mieszkaniowej.
Są
panie
zatrzymane pod zarzutem włamania i zawłaszczenia mieszkania –
wyrzucił z siebie ciągiem gruby mężczyzna. Wyglądał na
podekscytowanego, jednak próbował sprawiać wrażenie
profesjonalisty, który przeprowadza takie akcje codziennie.
Komisarz
Poopsky był grubym, wysokim i wyjątkowo śmierdzącym facetem.
Pocił się tak mocno, że aż wszystkie trzy włosy przykleiły mu
się do czoła. Gębę miał bardzo przeciętną, oczy mętne, nos
jak kartofel. Odziany w policyjny mundur i z pączkiem w dłoni nie
robił na dziewczynach żadnego wrażenia, a tym bardziej nie napawał
ich strachem.
Dużo
bardziej interesujący był dzielnicowy Dicksley. Mężczyzna był
posiadaczem rudych, kręconych włosów, dziewiczego wąsa odcieniu
tego samego koloru
oraz monobrwi. Czarnej. Dziewczyny nie mogły oderwać wzroku od tego
wybryku natury. Dzielnicowy był wyjątkowo wątłej postury, jednak
chodził dumnie wyprostowany i wyprężony. Mundur wisiał na nim jak
na wieszaku. Na całe szczęście nie śmierdział jak jego kolega,
bo Poopsky i firanki w kuchni wykorzystały limit wydzielanego
smrodu
dla
całej ulicy. Od razu po wejściu do korytarza zaczął szwendać się
po całym mieszkaniu, jakby szukał czegoś cennego.
Przy
drzwiach stała dumna jak paw Pani Mops. Pod pachą trzymała
kołonotatnik, na nosie miała okulary w jaskrawozielonych oprawkach.
Podczas pobytu w domu chyba postanowiła się upiększyć, bo twarz
miała pokrytą jakimś pyłem, jakby sypnęła sobie w twarz garścią
mąki, usta wysmarowała burakiem, a brwi odrysowała czarną kredką
od szklanki. Przebrała się w garsonkę w papugi, a na stopach miała
trepy z podobizną swojego pieska. Lindsay wytrzeszczyła oczy na
widok odzienia
staruszki,
Nathalie mocno się zachwiała, Victoria miała odruch wymiotny, a
Sentis zapragnęła mieć pod ręką naładowany kałasznikow.
– Wszystko
co powiecie, może zostać użyte przeciwko wam! – zakrzyknęła z
werwą Pani Mops, przy okazji grożąc palcem.
Przez
wciąż otwarte drzwi Sentis zauważyła, że tłumek powiększył
się.
zerkać
przechodnie przestali przelotnie zerkać, tylko podeszli bliżej i
zaczęli się nachalnie gapić.
Dziewczyna nie mogła znieść myśli, że stanowi rozrywkę dla
plebsu, toteż wyminęła grubasa i Babcię,
po czym z hukiem zamknęła drzwi.
– Od
razu lepiej – mruknęła do siebie.
Następnie
przywdziała firmowy uśmiech numer piętnaście, czyli "jestem
cholernie miła i uprzejma, przelecę cię mentalnie, ale potem daj
mi spokój i spieprzaj"
–
Działał na facetów bez osiągnięć, czyli obecnie nadawał się
wprost idealnie.
– Ależ
panie władzo – zaczęła przybliżając się powoli do komisarza.
– To jakieś nieporozumienie. Jesteśmy tu całkowicie legalnie,
nikt się nie włamywał, nic z tych rzeczy!
Poopsky
zaczął pocić się jeszcze bardziej, bo sam nie mógł uwierzyć,
że zwraca się do niego kobieta. TAKA kobieta.
– A–a–ale
pani Stirlitz złożyła zażalenie...
– Ach!
Kochana babunia ma problemy z pamięcią! – wtrąciła radośnie
Victoria, po czym podeszła do staruszki i objęła ją ramieniem.
Oburzona
kobiecina chciała zaprotestować, jednak Krukonka z całej siły
zacisnęła jej rękę na ramieniu i obróciła twarz w jej stronę.
– Milcz
albo zdechniesz – syknęła ledwo słyszalnie, czego żaden z
mężczyzn nie mógł zauważyć przez srebrne
włosy, którymi zasłoniła się przed ich wzrokiem. Babcia
znieruchomiała.
– Jesteśmy
wnuczkami pani Stirlitz. Ona sama poprosiła nas o zajęcie się
mieszkaniem dopóki nie wróci właściciel,
ale widocznie o tym zapomniała. Wprowadziłyśmy się dopiero
wczoraj, choć pisała do nas dużo wcześniej. Pewnie biedaczka
zapomina o braniu leków. Ale cóż się dziwić! W jej wieku już
się tak ma – wytłumaczyła
Nathalie. Stała teraz obok dzielnicowego, który bezwstydnie gapił
jej się w dekolt.
– W
takim razie poproszę jedynie o dokumenty tożsamości i... –
Grubas nie dokończył, bo Lindsay potraktowała go niewerbalnym
Imperiusem.
– ważne
jednak to nie będzie potrzebne.
Do widzenia – powiedział beznamiętnie i wyszedł z domu.
Dicksley
nie bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Rozejrzał się jeszcze
raz po mieszkaniu i wyszedł jak gdyby nigdy nic.
– Co
za imbecyl z tego chudzielca – mruknęła Victoria,
wciąż trzymając staruszkę w objęciach.
– Daj
mu spokój, jest rudy – powiedziała z nutą ironii Nathalie.
– Mamy
większy problem, niż kolor
włosów
tego faceta – zaczęła Sentis. – Co my teraz z tobą zrobimy?
– zwróciła się do kobiety.
Staruszka
wyglądała na przerażoną. Trzęsły jej się ręce, kolana
uginały. Twarz zbladła, a jej kolor zrównał się z odcieniem
mącznego makijażu. Była bliska płaczu.
– Zabijmy
ją! – mruknęła nieco psychopatycznie Victoria,
zaciskając obie ręce na ramionach Pani Mops.
Usłyszawszy
to,
kobieta zemdlała.
– I
co żeś zrobiła? Jak ją teraz przetransportujemy do domu?
– Zaniesiemy?
– odpowiedziała sarkastycznie Nathalie.
– Przed
nosem tych wszystkich ludzi?
– No
to ja nie wiem – oburzyła się Puchonka. – Poczekajmy, aż się
ściemni i tyle.
– Albo
ją obudźmy, wciśniemy, że przyszła tu
po
cukier i zemdlała, a później wygońmy do domu – powiedziała ze
spokojem Lindsay.
– Nie
wiedziałam, że taki z ciebie mistrz zbrodni. Nawet Niewybaczalnymi
rzucasz – stwierdziła z uznaniem Sentis.
Dziewczyny
wdrożyły plan w życie. Najpierw położyły staruszkę na
podłodze, Victoria pobiegła do kuchni po słoiczek, aby historia z
cukrem była bardziej prawdopodobna. Pojemnik włożyła jej do
kieszeni w marynarce.
Kiedy
pani Stirlitz się obudziła, ujrzała pochylone nad nią cztery
kobiety, które wyglądały na wyraźnie zmartwione. Pomogły jej
wstać, usadziły na krześle w kuchni, podały kubek herbaty. Babcia
była kompletnie skołowana. Próbowała coś powiedzieć, ale
dziewczyny skutecznie przeszkadzały jej w tym swoją uprzejmą
paplaniną. Gadały o tym, jak się o nią martwią, czy była
ostatnio u lekarza, czy często jej się to zdarza, czy mieszka sama,
kiedy ostatnio widziała wnuki, jak się wabi jej pies i wiele
innych. Zadawały pytania, na które staruszka nawet nie miała
szansy odpowiedzieć, bo kobiety tego nie chciały. Pragnęły
zagadać ją na śmierć. Albo przynajmniej do bólu.
Po
kilku minutach staruszka była na granicy wytrzymałości.
– Muszę
już iść, moje drogie. Strasznie boli mnie głowa.
Dziewczyny
nasypały babci cukru do słoika, pogadały jeszcze przez chwilę, a
później odprowadziły do drzwi. Pani Mops chciała im podziękować,
ale one już nie miały na to sił i prawie wypchnęły ją z
mieszkania. Zdezorientowana staruszka
podreptała do swojego mieszkania.
– Nareszcie
spokój! – krzyknęła szczęśliwa Victoria.
– Babsko
chyba zostawiło swój notes – mruknęła Nathalie podnosząc z
podłogi zeszyt z czarną okładką. – Pójdę jej go oddać.
– Chyba
oszalałaś – stwierdziła
krótko Sentis, po czym wyrwała koleżance przedmiot z ręki i
potruchtała do kuchni, gdzie usiadła przy stole, czekając na swoje
koleżanki.
Kiedy
wszystkie już usiadły, otworzyła notatnik i zaczęła czytać.
– "Niedziela,
10 maja 1998 r. – Pogoda od tygodnia jest już ładniejsza, nie
pada, dawno nie było burzy. Ksiądz w kościele...
– Co
to jest ksiądz? – przerwała Victoria.
– Jakby
ci to... To jest taki facet w czarnej sukience do ziemi, który
opowiada mugolom o Bogu – wytłumaczyła koleżance Nathalie.
– A
on go widział?
– Nie,
raczej nie. Choć niektórym się wydaje, że tak.
– To
czemu o nim opowiada, skoro go nie zna?
– Czytał
o nim w książce. Nazywają
ją Biblią.
– I
tylko z
niej
czerpie wiedzę? Mugole są nienormalni...
– Dobra,
cicho! Czytam dalej. „Ksiądz
w kościele mówił, że ciekawość jest grzechem. Może i jest, ale
gorszy grzech to cudzołożenie! Jak ta ladacznica Helena Hearne! Jej
mąż ciężko pracuje, a ona zdradza go z kim popadnie! Nierządnica!
Do piekła z nią!”.
To jest lepsze od kronik kryminalnych!
– No
czytaj! – warknęła zniecierpliwiona Nathalie.
– No
to teraz z innego dnia. „Środa,
27 maja 1998 r. – Wczoraj odwiedziła mnie córka z wnukami. Kate
urosła od ostatnich odwiedzin, ma długie włosy i wypadł jej już
ostatni mleczak. Jest urocza jak aniołek. Za to jej brata opętał
chyba jakiś demon! Siedzi ciągle przy komputerze, a później
słucha jakiejś szatańskiej muzyki! A moja córka nic z tym nie
robi! Mówi tylko, że The Beatles to dobry zespół i mam się nie
czepiać, bo przestanie przyjeżdżać. A to niewdzięczna
dziewucha!”.
– Ta
babcia musi mieć coś z głową – stwierdziła Lindsay, chichrając
się pod nosem.
Sentis
obróciła zeszyt do góry nogami i ponownie otworzyła.
– Tutaj
nie ma pamiętnika, tylko jakieś zapiski. Te są z wczoraj:
„10:42
– Pies sąsiadów ujada od ponad godziny. Jak nie przestanie, to
zadzwonię na policję.
10:50
– Pies przestał szczekać. Ma szczęście.
11:05
– Ladacznica Hearne wróciła do domu z zakupów. Pewnie nakupiła
sobie dziwkarskich sukienek!
11:45
– 17:45 – Dzieciaki bawią się na podwórku.
18:
35 – Jakieś cztery kobiety weszły do mieszkania pana Snape'a.
Wyglądają jak z jakiejś sekty.
19:00
– Wieczorna modlitwa.”
–
I niech nikt mi już więcej nie wmawia, że mugole są normalni!–
oburzyła się Victoria, na co wszystkie zaczęły się śmiać.
Wspaniały rozdział, chociaż trudno mi uwierzyć, jakoby akcja toczyła się w Wielkiej Brytanii. :/ Ale brawa za przedstawienie polskiej rzeczywistości, w szczególności żywego monitoringu. Uśmiałam się jak nigdy! Pani Mops i jej dzienniczek - poczekaj, muszę pozbierać się z podłogi! : -rechocze- Naprawdę, niektóre teksty mnie powalają.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! Mogłabyś mnie powiadamiać? Mailowo, jeśli to nie problem (wiktoria.filipowska@gmail.com)
Pozdrawiam,
Francesca
PS: Zapraszam do mnie http://hogwart-nieco-inaczej.blogspot.com
Nieee jednak nie doczekam do najnowszego rozdziału, zacznę uzewnętrzniać się już po pierwszym przeczytanym po przerwie - to jest dokładnie to, czego było mi teraz trzeba, masz talent do komediowych tekstów :D Jak dla mnie takie babunie w papuciach to z całą pewnością zjawisko ogólnoświatowe, a nie typowo polskie! I oczywiście pełna identyfikacja z wnukiem Pani Mops, też uwielbiam The Beatles :)
OdpowiedzUsuń