poniedziałek, 2 lutego 2015

VIII

Padam na ryj – stwierdziła Victoria kładąc się na kanapie w salonie. Dziewczyna nawet nie miała siły pójść pod prysznic, czy zdjąć brudnych ubrań. Sentis tylko narzuciła na nią koc, a Krukonka niemal od razu zasnęła, cicho pochrapując.
Ślizgonka zdjęła z siebie brudną, zakrwawioną i podartą sukienkę, po czym poszła do kuchni, aby obmyć się przy zlewie, gdyż łazienkę zajmowała Gryfonka. Napełniła miskę ciepłą wodą i wylała ją na siebie. Następnie zaczęła się namydlać i szorować, z czym bardzo się spieszyła, bo pragnęła jak najszybciej położyć się do łóżka.
Krwawisz – usłyszała za plecami głos Nathalie.
Co? Skąd? – zapytała zdezorientowana.
Ze szramy na twarzy. Pewnie rana otworzyła się pod wpływem ciepłej wody. Powinnaś to sobie wyleczyć albo chociaż opatrzyć.
Puchonka usiadła przy stole. Miała na sobie tylko bieliznę i kapcie, a w dłoni trzymała czystą koszulę, która służyła jej za piżamę. Kobieta przyglądała się przyjaciółce. Ślizgonka wyglądała naprawdę źle. Prawa połowa jej twarzy spuchła i stała się fioletowa, a po przekątnej przecinała ją czerwona, głęboka, krwawiąca rana. Oczy miała napuchnięte i zaczerwienione.
Wyglądasz jak gówno.
Dzięki, zawsze chciałam usłyszeć coś takiego od własnej przyjaciółki – odparła ironicznie Sentis.
Czarnowłosa uniosła w rozbawieniu kąciki ust, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Po chwili usłyszały skrzypienie drzwi od łazienki i kroki Lindsay. Gryfonka weszła do kuchni i kiwnęła w stronę przyjaciółki, aby ta poszła pod prysznic. Sama zaraz ulotniła się do salonu, gdzie dzieliła kanapę razem z Krukonką.
Ślizgonka umyła się do końca, a następnie zaczęła szukać apteczki. Severus musiał mieć coś takiego, bo w końcu sam nierzadko kaleczył sobie palce podczas przygotowywania eliksirów. Przynajmniej tak było jeszcze kilkanaście lat temu i choć Sentis podejrzewała, że mężczyzna miał tego typu wypadki coraz rzadziej, to nie wątpiła w jego przezorność. W jednej z szafek w salonie znalazła kilka opakowań gazy, bandaż i plastry. Weszła jeszcze do sypialni, gdzie w etażerce urządził sobie barek, aby wziąć butelkę wódki. Przy okazji zgarnęła z kufra jakąś koszulkę do spania i ciepłe skarpety. Z całym ekwipunkiem udała się z powrotem do kuchni. Rozstawiła wszystko przy zlewie, aby nie zachlapać krwią całego pomieszczenia podczas zakładania opatrunku, co było bardzo prawdopodobne, pomimo środków ostrożności. Na początku wyjęła z szafki niewielki słoik, zapewne po musztardzie lub innym sosie, opłukała go wodą, a następnie napełniła do połowy wódką. Otwierała właśnie opakowanie gazy, kiedy do kuchni weszła Lindsay.
Nawet mi nie mów, że zamierzasz teraz pić – powiedziała beznamiętnym głosem zszokowana dziewczyna. Powoli zbliżała się do przyjaciółki i starała się nie spuszczać jej z oczu nawet na sekundę. Przemieszczała się na tyle nieudolnie, że przewróciła stojące za nią krzesło, a huk z tym związany przyciągnął do kuchni kończącą właśnie prysznic Nathalie.
Chyba cię pogięło – warknęła od progu Puchonka.
Tak! Jestem już w tym stadium alkoholizmu, że zamierzam wchłaniać wódkę przez skórę i zaraz wyleję sobie zawartość tej szklanki na twarz. A że jestem popieprzoną sadomasochistką, to uczynię to na tej pokiereszowanej stronie. Jeszcze jakieś pytania? – Spojrzała złowrogo na przyjaciółki, a kiedy milczały, otworzyła opakowanie tej nieszczęsnej gazy i wrzuciła ją do naczynia z alkoholem.
Co ty do cholery wyprawiasz?! – zirytowała się Lindsay. Już nie wiedziała, co ma teraz zrobić.
Zamierzam opatrzyć sobie obity ryj!
Wódką? – spytała z niedowierzaniem i szczerym zainteresowaniem Nathalie.
Nie wiem, czy wiesz, ale alkohol dezynfekuje rany. Pomóż mi z tym, bo coś czuje, że krew się będzie lała jak Ognista na święta w Hogwarcie.
To ja już podziękuję – rzuciła szybko Gryfonka, wycofując się z pomieszczenia. – Mam dość ekscesów na dzisiaj. Miłej zabawy!
Cykor – mruknęła cicho Sentis. – Ty też uciekasz, czy pobawisz się ze mną w magomedyka?
Nathalie zmrużyła złowrogo oczy, jednak po chwili uśmiechnęła się delikatnie i podeszła bliżej przyjaciółki. Najpierw dokładnie wyszorowała ręce mydłem, aby nie przenieść do rany żadnych brudów. Ślizgonka zrobiła to samo, choć w gruncie rzeczy nie miało to większego znaczenia, bo obie założyły lateksowe rękawiczki, które przetransmutowały sobie z opakowania po gazie. Nathalie oblała dłonie wódką, a następnie wyciągnęła ze szklanki nasiąknięty alkoholem pęczek gazy, po czym lekko go wycisnęła.
Domyślam się, że będzie cię to piekło jak jasna cholera, ale uprzedzam, żebyś nie wydzierała się zbyt głośno, bo niestety, ale nie mieszkamy w domku jednorodzinnym. Gotowa?
Sentis tylko mruknęła zniecierpliwiona, choć chciała już zrezygnować z opatrunku i po prostu położyć się spać.
Może lepiej usiądź na krześle.
Brunetka posłusznie usiadła. Odwróciła wzrok w drugą stronę, aby nie widzieć, co Nathalie wyczynia z jej twarzą. Czuła, jak dziewczyna ściera nieco już zaschniętą krew z szyi i policzka. Później było już tylko gorzej. Czuła lekkie szczypanie, kiedy Puchonka przecierała napuchnięte miejsca, a o mało nie spadła z krzesła podczas czyszczenia mniejszych zadrapań.
To chyba nie był dobry pomysł – stwierdziła Sentis.
Za późno.
Nathalie oblała wódką otwartą ranę, szybko przycisnęła do niej świeżą, czystą gazę, a później przykleiła całość plastrami i owinęła dla pewności bandażem. Brunetka już kurczowo trzymała się oparcia. Niewiele jej brakowało do utraty przytomności, ale dała radę. Nie wydała z siebie nawet najcichszego dźwięku, mimo że miała ochotę bluzgać i rzucać klątwami z bólu. Druga tylko odgarnęła czarne włosy z twarzy. Sprzątała z blatu wszystkie zakrwawione i teraz już zbędne pierdoły, przy akompaniamencie ciężkiego oddechu Sentis, która o dziwo wyglądała gorzej niż przed założeniem opatrunku.
Idziemy spać – zarządziła po skończeniu porządków. – Wstaniesz sama, czy ci pomóc?
Ty mi już lepiej w niczym nie pomagaj...
Obie przeszły powoli do sypialni, gdzie szybko zasnęły, mimo narzekań brunetki i głośnego chrapania Victorii w pokoju tuż obok.
Wszystkie spały bardzo długo, bo obudziły się późnym popołudniem następnego dnia, kiedy na ulicach zapalały się lampy, a matki wołały swoje pociechy ma obiad. Wieczór zapowiadał się na spokojny, pogoda dopisywała. Słońce leniwie oświetlało kamienicę ostatnimi promieniami, aby za jakiś czas zajść za nieboskłon. Wszystko wydawało się takie sielankowe.
Wypoczęta Sentis siedziała na schodkach przed kamienicą, popijała kawę i oglądała obraz nędzy i rozpaczy, jakim było podwórko oraz płynąca nieopodal rzeka. O tej porze roku robiło się już chłodno, co dotyczyło także tego wieczora, ale Ślizgonka zdawała się tym nie przejmować, bo siedziała ubrana w jeansy i szarą koszulkę. Miała bose stopy, które bardziej niż reszta jej ciała, odczuwały chłód.
Dziewczyna rozkoszowała się ciszą oraz w miarę świeżym powietrzem. Nie czuła ścieków, ani odoru śmieci, co można było uznać za mały sukces. Niebo było bezchmurne, lekko pomarańczowe od zachodzącego Słońca. Sentis czuła się jak przeciętna mugolka. Liczyła się tylko ona, jej bliscy i nic więcej. Żadnym ogólnoświatowych problemów, epidemii smoczej ospy, napadów czarnoksiężników, czarnej jak hogwardzkie lochy magi, ani nic z tych rzeczy. Tylko ona i kawa.
Rozkoszowała się ciszą dopóki jej ciało nie odrętwiało z zimna. Kawa skończyła się dużo wcześniej, jednak oglądanie zachodu Słońca było bardziej kuszące niż dolewka napoju.
Aż sama się sobie dziwiła, że po tylu przejściach potrafiła się jak gdyby nigdy nic odprężyć i odpocząć. Cieszyła się wtedy błahostkami, a w zachowaniu przypominała małe dziecko.
Wróciła do mieszkania, kiedy na dworze było już ciemno. W salonie zastała drzemiącą jeszcze Lindsay, która najwyraźniej uznała, że nie spała wystarczająco długo. Pozostałe przyjaciółki gdzieś się ulotniły.
Sentis postanowiła wziąć się za porządki. Nie wiedziała, jak długo przyjdzie im tu mieszkać, ale było pewne, że to tutaj będą pielęgnowały Severusa aż do jego pełnego wyzdrowienia. Musiała odkurzyć całe mieszkanie i odkazić kuchnię oraz łazienkę, bo tam zamierzała przygotowywać potrzebne im eliksiry. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej skłaniała się do wersji, że powinna sporządzić ich listę. Brakowało jej wielu składników, powinna rozejrzeć się również za nowym kociołkiem. Niby nic w tym trudnego, wystarczyło przecież wybrać pieniądze z banku i wybrać się na zakupy. Niedawne wydarzenia sprawiały jednak, że to z pozoru proste rozwiązanie stawało się niemal niewykonalne. A co jeśli znowu je zamkną w Azkabanie? Tym razem mogło się obejść bez procesu. Minister byłby do tego skłonny, szczególnie po atrakcjach, jakie przeżył w swoim gabinecie.
Zaczęła od sypialni. Na początku otworzyła okno, bo unoszący się w powietrzu zapach stęchlizny był nie do zniesienia, szczególnie po długim pobycie na dworze. Zabrała się za porządkowanie rzeczy z szafy i etażerek przy łóżku, których zawartość nie była liczna. Trochę ubrań, stare pióra, pergaminy, puste butelki, kilka podartych ręczników, jakieś bibeloty i mnóstwo kurzu. Szary pył unosił się wszędzie. Nieprzyjemnie wchodził w oczy brunetki i osiadał na jej rzęsach. Uporządkowanie pokoju zajęło jej niespełna godzinę, ale kolejne dwie poświęciła na wycieranie kurzu oraz mycie podłogi. Wszystko robiła ręcznie. Z jakiegoś powodu nie chciała używać magi, to wydawało jej się za proste.
Po skończeniu pracy zaparzyła cały dzbanek świeżej i mocnej kawy. Lindsy cały czas drzemała na kanapie, przyjmując przy tym coraz to dziwniejsze pozy. Ślizgonka siedziała po ciemku w kuchni z kubkiem w ręku. Rozmyślała nad różnymi rzeczami, sącząc przy tym kawę. Czuła, że musi wykorzystać ten dzień, a raczej noc, na lenistwo, bo następne dni, a nawet tygodnie będą ciężką pracą.
Usłyszała skrzypienie drzwi frontowych, a zaraz potem głosy przyjaciółek. Nathalie weszła do kuchni, zapaliła światło i bez słowa usiadła obok Ślizgonki. W tym czasie Victoria poszła obudzić Lindsay. Po chwili w komplecie zasiadały przy stole.
Zrobiłyśmy małe rozeznanie w terenie – zaczęła Puchonka. – Odwiedziłyśmy starych znajomych, pogadałyśmy nieco z Lucjuszem, a Victoria przeczytała książkę, którą ostatnio kupiłam.
Jestem pod wrażeniem tego ostatniego. Szanujemy twoją chęć rozwoju – zaironizowała wciąż nieco śpiąca Lindsay. – Przybij piątkę! – uniosła do góry otwartą dłoń, ale reszta tylko spojrzała na nią niepewnie, jednak z lekkim rozbawieniem. – Nie ważne.
Krótko mówiąc, zaczęłyśmy się rozglądać za wszystkim, co potrzebne do ożywiania. Jeżeli dobrze pójdzie, to powinnyśmy zdążyć przed końcem października, ale najbardziej prawdopodobną wersją jest środek listopada – dokończyła Nathalie.
Lindsay obudziła się już na tyle, aby poddać w wątpliwość szacowania przyjaciółki.
Połowa listopada? Dobrze by było, gdybyśmy skończyły przed końcem przyszłego roku, więc wstrzymałabym się z tym optymizmem.
A to niby dlaczego? – spytała srebrnowłosa, zdziwiona powątpiewaniami Gryfonki, która zazwyczaj była dobrej myśli.
Myślę, że potrzebujemy trochę więcej czasu na przygotowania, niż te kilka tygodni. Poza tym wyciąganie z grobu zaraz po aferze w banku i ogólne zainteresowanie nami, może się źle skończyć dla Severa i dla nas, przyjmując, że w ogóle zdążymy cokolwiek zrobić w tym kierunku przed tym, jak nas znowu zamkną.
Dziewczyny musiały przyznać jej rację. Bardzo nierozsądnie podeszły do sprawy, bo pośpiech był tu co najmniej niewskazany.
Zaczęły przygotowywać listę rzeczy, które będą przydatne lub potrzebne podczas ożywiania oraz okres rekonwalescencji. Liczba eliksirów oscylowała wokół dwudziestu, z czego każdego z nich potrzebowały przynajmniej dwie porcje. Do przygotowania jednej mikstury niezbędne było średnio dwunaście składników, z czego cztery były do pozyskania jedynie na czarnym rynku, a resztę można było opisać jako trudno dostępne. Należało też pomyśleć o nowej aparaturze, czyli kociołkach, ampułkach, probówkach, łychach, rękawicach, palnikach, trójnogach i masie innych rzeczy. Przydałby się również nowy strój, a najlepiej dwa, pościel, poduszki, fotel, aby Severus miał gdzie siedzieć po wstaniu z łóżka, bo te w mieszkaniu nadawały się na drapak dla kotów. Oprócz wszystkich materialnych spraw potrzebowały spokoju. Wiązało się to z narzuceniem na mieszkanie, a najlepiej na całą kamienicę, ogromnej ilości zaklęć obronnych, ochronnych, antywłamaniowych... Lista była naprawdę długa. Wizja szybkiego zakończenia sprawy wydawała się bardzo odległa.
Na brodę Merlina! Ile jest potrzebne tego cholerstwa, to się w głowie nie mieści! – podzieliła się swoją refleksją Victoria.
Nie będzie łatwo. Powinnyśmy zacząć przygotowania już od jutra – zaproponowała Sentis.
Tak będzie najlepiej – podchwyciła Nathalie, po czym zaczęła rozdzielać obowiązki. – Sentis i Victoria pójdą do Banku Gringotta, a później zajmiecie się kompletowaniem sprzętu, Lindsay skontaktuje się z naszymi dostawcami i sprawdzi stan zapasów w mieszkaniu i naszych kufrach.
A ty? – zapytała Sentis.
Zacznę szukać grobu.
Zaraz, zaraz. To my nie wiemy, gdzie on leży?
Lindsay jak zwykle była najmniej poinformowana i jak zwykle obwiniała za to wszystkich, tylko nie samą siebie.
W książce podają, że podczas pogrzebu był obecny tylko grabarz i Minerva.
Jaka Minerva? – zapytała Sentis.
Twoja ulubiona nauczycielka z Hogwartu.
Całe szczęście! – zakrzyknęła z ulgą.
Z czego się tak cieszysz?
Że to nie ja będę z nią rozmawiać. Miłej pogawędki przy herbatce. Pozdrów ją ode mnie i zapytaj, czy w końcu straciła cnotę.
Chociaż po tylu latach mogłaby byś milsza. Pomagała przy wojnie i... – próbowała bronić swoją opiekunkę Gryfonka.
Po tym, jak mocnym kopniakiem zatrzasnęła przede mną drzwi do kariery łamacza klątw czarnomagicznych, to jedyne co mogę dla niej zrobić, to pokazać jej środkowy palec, o ile pozostajemy przy najmniej obelżywej wersji! – Sentis w napadzie furii poderwała się z miejsca, a następnie opuściła pomieszczenie przy akompaniamencie trzaskających drzwi.
Mi się wydaje, że trochę przesadza – stwierdziła spokojnie blondynka. – Na pewno nie było aż tak źle.
Przecież doskonale znasz tę historię – westchnęła Puchonka, również wychodząc z kuchni.
No właśnie nie!
Na mądrą Rowenę! McGonagall wystawiła jej Zadowalający na koniec szóstej klasy z transmutacji, bo po wykonaniu wszystkich zadań praktycznych i teoretycznych odpowiedziała jej na „niezobowiązujące” pytanie.
– „Jakie jest pani zdanie na temat zastosowania transmutacji w życiu codziennym?”.
I?
Odpowiedziała, że ostatnio użyła jej do przetransmutowania wiadra w szklankę do whiskey i rękawiczki w prezerwatywę.
Żartujesz?!
Mówię na serio. Tylko Żelazna Dziewica nie złapała żartu. Obniżyła jej ocenę za lekceważący stosunek do przedmiotu.
A co na to Sentis?
Kilka miesięcy później uciekłyśmy razem z nią z Hogwartu. Strach pomyśleć, co by się z nami śmiało, gdyby nasza żmijka dostała wtedy Wybitny.
Pewnie każda nas pracowałaby z Ministerstwie...

Po moim trupie – zakończyła rozmowę Victoria.
Mrs Black bajkowe-szablony