poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział XIII

Beta wróciła!


Wylądowali przed gruzami bramy Hogwartu. Czekał tam na nich komitet powitalny: Minerva, Filch z kotką i Slughorn. Sentis myślała, że ją krew zaleje, a Severus zastanawiał się nad szybkim odwrotem. Nawet nie próbowali ukryć swojego niezadowolenia.
Na brodę Merlina! Więc to jednak prawda! – Slughorn o mało nie padł na zawał z zachwytu na widok Snape'a. Chciał do niego podejść i uściskać, niczym wujek dawno nie widzianego siostrzeńca, ale zdenerwowanie wymalowane na twarzy Mistrza Eliksirów skutecznie go od tego odwiodło.
Nie powinniśmy tu tyle stać. Jedźmy już do zamku – zarządziła
Minerva. Wydawała się być niezainteresowana zaistniałą sytuacją, jakby oglądanie żywych trupów atrakcyjnością dorównywało piciu porannej kawy. Reszta ruszyła za nią w milczeniu w stronę wozów zaprzęgniętych w testrale. Bagażami zajęły się skrzaty.
Kiedy jechali, Sentis mogła dokładnie przyjrzeć się zamkowi. Był zniszczony, choć daleko mu było do ruiny. Większość zburzonych elementów została już uprzątnięta, nie zauważyła żadnych stert gruzu czy kamieni, choć ubytki w murach zaskoczyły ją swoimi rozmiarami. Dziwiła się, że zamek nie runął totalnie, z pewnością dzięki zasłudze magii.
Severus był za to mocno zawiedziony. Liczył, że całą tę szkołę trafił jasny szlag i pozostanie tylko zrównać ją z ziemią. Zbyt wiele złych rzeczy się w niej stało. Nie myślał jedynie o sobie. Przypomniał sobie Komnatę Tajemnic razem z pieprzonym bazyliszkiem, bijącą wierzbę, te cholerne chaszcze w szklarni, które Albus kazał hodować, choć wiedział, że mogą pozabijać przynajmniej połowę dzieciaków… I Voldemorta. Wszystko miało swój początek w Hogwarcie, a Snape doczekał się w tym miejscu nawet swojego końca. Ten zamek nie kojarzył mu się z niczym dobrym. Nawet nie wszedł do środka, a już chciał wracać do swojego mieszkania w Londynie.
Swoją drogą nie był do końca pewny, co tak właściwie wywinęły te cztery wariatki, że musiał razem z nimi opuścić swoje lokum. Czyżby kogoś zabiły?
Postanowił, że poszuka w wydaniach Proroka z tego roku. Nie miał nawet zamiaru pytać którejś z nich. Aż tak nisko nie upadł.
Nathalie czekała na nich w korytarzu przy Wielkiej Sali. Wyglądała na nieco zniecierpliwioną i podenerwowaną.
Wybrałam dla nas komnaty niedaleko lochów. Tam są najmniej zniszczone, poza tym blisko z nich do pracowni eliksirów i wyjścia ewakuacyjnego.
Sentis przyjęła to do wiadomości, co zakomunikowała jedynie kiwnięciem głowy.
Rozgośćcie się, moi drodzy. Za godzinę spotkamy się na obiedzie i wspólnie wszystko przedyskutujemy. Póki co odpocznijcie chwilę – powiedziała Minerva uśmiechając się do Nathalie. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i poprowadziła resztę do kwater.
Zeszli schodami piętro niżej, gdzie teoretycznie znajdowała się kanciapa woźnego, lecz za ukrytymi drzwiami chowały się dobrze przystosowane do ich obecnych potrzeb pokoje.
Duży salon pełnił funkcję korytarza, z niego wchodziło się do każdej z osobnych sypialni, łazienki oraz małej kuchni. Był schludnie urządzony, bez żadnych ozdobników z wyjątkiem zbyt przaśnego żyrandola z kryształków. Reszta została utrzymana w brązowoszarej kolorystyce. Sofa, kilka foteli, regały, półżywa paprotka, stolik, dywan i to wszystko. Tyle dobrego. Kuchnia, a raczej niewielki aneks, składał się z blatu, kilku kubków, szafki z zastawą i czajnika. Posiłki w tym budynku jadało się wyłącznie w Wielkiej Sali, więc nie było potrzeby, aby każde lokum wyposażać w osobną kuchnię.
Severus nie pamiętał, by wcześniej było tu coś takiego. Znał zamek niemal jak własną kieszeń, ale pomieszczeń w tym konkretnym miejscu nie kojarzył. Może przy okazji odbudowy zrobili małą przebudowę? A może ktoś bardzo chciał, żeby Severus nigdy się nie dowiedział o tych komnatach?
Mimo wszystko kwatera przypadła im do gustu. Oczywiście na tyle, na ile ludziom może podobać się miejsce, w którym woleliby nie być.
Myślę, że największą sypialnię powinniśmy zostawić Severusowi – powiedziała Nathalie wskazując dłonią na drzwi naprzeciwko wejścia. – Reszta pokoi jest niemal tej samej wielkości, więc nie ma znaczenia, który wybierzecie dla siebie. Skrzaty przyniosą bagaże po obiedzie. Nie ma sensu rozpakowywać ich dzisiaj, więc możecie zająć się tym jutro.
Dziękuję ci za zgodę, moja droga! Cóż ja bym bez ciebie zrobiła! – zakrzyknęła Sentis z udawanym entuzjazmem. Ilość jadu, jaką zawarła w swojej wypowiedzi mogłaby wybić średniej wielkości mugolskie miasto.
Nie bądź zgryźliwa. Przecież to wszystko dla naszego dobra.
No oczywiście, że tak. Slughorn przy bramie również potrzebny był naszemu dobru. I wspólny obiadek. Nawet woźny musiał nas zobaczyć! Jak nic jutro pojawimy się na pierwszej stronie Proroka! Nie widzę tu pismaków, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby nasz profesorek przepuścił okazję do zarobienia kilku knutów.
To akurat nie moja wina. Minerva uparła się, że cały personel w zamku ma wiedzieć, co się dzieje. Ale jest tu tylko kadra nauczycielska i skrzaty.
No to całe szczęście! – jadowicie stwierdziła Ślizgonka. – Już myślałam, że Minerva zrobi z nas atrakcję dla pierwszorocznych.
Jesteś okropna – mruknęła z dezaprobatą Nathalie.
A co z uczniami? – wtrącił się Snape. Bardzo zdziwiła go cisza, jaka panowała w zamku. Spodziewał się raczej bandy szlachetnych Gryfonów odbudowujących mury i garstki Ślizgonów, która za karę za błędy rodziców szorowała podłogi.
Na ten rok Hogwart został zamknięty. Uczniowie albo czekają na wznowienie roku szkolnego, albo uczą się w jakiejś innej szkole w Europie.
Mężczyzna tylko mruknął pod nosem. Udał się do swojej sypialni i jakoś nie zamierzał nikogo informować, że do Wielkiej Sali uda się raczej po swoim trupie. Wspólne ucztowanie za nic w świecie nie wchodziło w grę. Przynajmniej nie dzisiaj. Ciągle czuł posmak rzygowin w ustach, co chwila drętwiały mu dłonie i obawiał się, że zemdleje. A wolałby tego nie robić przy swoich byłych kolegach z pracy. Wszystko, tylko nie ich troska. Wydawało mu się, że nie prosi o zbyt wiele.
Sentis kątem oka zarejestrowała, jak Severus wychodzi z salonu. Miała nadzieję, że mężczyzna pójdzie spać i przynajmniej jego ominie wątpliwej przyjemności obiadek w gronie starych znajomych. Strasznie nie chciała tam iść.
W ogóle dlaczego jedli obiad niemal w nocy? Z tego co pamiętała, taki posiłek każdy przeciętny człowiek nazywał kolacją. Nie zamierzała się nad tym rozwodzić.
Mam nadzieję, że podadzą kurczaka w miodzie. Jesienią prawie zawsze na stole był kurczak w miodzie. I do tego jeszcze surówka z marchwi – rozmarzyła się Lindsay.
Albo ogromny filet z łososia w grubej panierce – dorzuciła od siebie Victoria.
Ja to bym wolała porządny kawał mięcha – stwierdziła Sentis. – Najlepiej jakiś wielki stek. Koniecznie w ciemnym sosie.
A mi to się marzy ciasto dyniowe – powiedziała Nathalie, na co wszystkie westchnęły z aprobatą.
Może mają też Kremowe Piwo.
No pewnie! Najlepiej Ognistą podać do obiadu.
Nie ma dzieci, więc kto wie. Może teraz codziennie ucztują.
Już widzę tego dziada od zaklęć, jak ucztuje i pije wino z pucharka większego od niego samego.
Śmiały się i wspominały stare czasy. Dobry nastrój sprawił, że czas w samotności upłynął dużo szybciej niż by tego chciały. Skrzat owinięty w poszewkę od poduszki przyszedł im zakomunikować, że obiad już czeka. Kobiety niechętnie udały się do Wielkiej Sali.
No nareszcie się zjawiłyście! A gdzie Severus? – powitał je radośnie Slughorn. Niestety nie były równie uradowane co on. Facet strasznie się postarzał, osiwiał, a w dodatku dorobił się niewielkiego garba. Gdyby nie nauczycielska szata wyglądałby jak przeciętny mugolski staruszek.
Śpi – skłamała szybko Sentis. Nawet nie zajrzała do jego sypialni przed wyjściem. Brunetka zajęła miejsce w bezpiecznej odległości od Minervy. Między nimi usiadły pozostałe dziewczyny.
Nauczyciele rozmawiali o bieżących sprawach Hogwartu, a w międzyczasie jedli posiłek. Nathalie przysłuchiwała się wszystkiemu jak zaczarowana, jakby jej jedynym marzeniem było zostać tu na zawsze. Lindsay pochłaniała wszystko, co była w stanie nadziać na widelec, a Victoria wciąż nie mogła się zdecydować na jedną potrawę, bo nie chciała się obżerać przed spaniem. Za to Sentis jadła szybko i byle co. Nie stanowiło to problemu dla jej upodobań kulinarnych, bo w Hogwarcie po prostu nie podawali złego jedzenia. Wszystko smakowało cudownie.
Plan odbudowy Hogwartu w gruncie rzeczy był bardzo prosty. Dotychczasowy personel zamku do końca marca miał zająć się większymi zniszczeniami, czyli murami i brakami w barierze ochronnej. Zajęcie to okazało się być czasochłonne, ponieważ wiele pomieszczeń zostało zburzonych w całości, więc nauczyciele musieli odbudowywać je zgodnie z planami, jakie otrzymali z Ministerstwa. Oczywiście nie trzymali się sztywno tych wytycznych. Zorganizowali kilka ukrytych komnat, schronów, niewielkich sejfów, korytarzy ewakuacyjnych i temu podobnych rzeczy. Chcieli, żeby Hogwart stał się bezpieczniejszy dla nich i dla uczniów. Po zakończeniu tego etapu prac do zamku miała wkroczyć komisja powołana przez Ministra, której zadaniem była ocena, czy zamek nadaje się do użytku. Jeśli tak będzie, w ciągu wakacji skrzaty miały zająć się sprzątaniem i meblowaniem komnat. Według planu do września wszystko powinno być skończone.
To fajnie, że sobie radzicie. Postaramy się wam pomóc, jeśli zaistnieje taka potrzeba, ale póki co dziękuję za obiad. Wrócę już do siebie.
Nie tak szybko panno Gaunt – zagrzmiała Minerva, na co Sentis zamarła w połowie podnoszenia się w ławki. – Chyba jest nam panna winna wyjaśnienia.
Jakie wyjaśnienia? – Sentis udawała głupią
Może to wydarzyło się dwadzieścia lat temu, ale faktem jest, że zniknęła pani wraz z koleżankami bez słowa i to pod koniec roku szkolnego. Mam wobec tego tylko jedno pytanie: po co?
Wyjazd służbowy – odpowiedziała sucho.
Zaraz po tym z trzaśnięciem drzwi opuściła salę i udała się do komnat. Miała dość. Znajdowała się w zamku od zaledwie kilku godzin, a już chciała się stąd wynosić. Jak najdalej od Żelaznej Dziewicy.
Stwierdziła, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to dadzą sobie radę bez pomocy nadętej pani profesor. Na Londynie świat się nie kończy. Może i tutaj był ich dom, ale nie zamierzały tu zostawać za wszelką cenę. Jak trzeba będzie to wyniosą się na drugi koniec świata. Etiopia, Grenlandia, Mozambik, Syberia... cokolwiek!
Sentis zdawała sobie sprawę, że najprawdopodobniej przesadza. Że każdy normalny (albo wcale nie) człowiek na miejscu belferki zadawałby pytania. Pewnie nawet całe mnóstwo. Jednak McGonnagall nie należała do normalnych, a Ślizgonka wątpiła nawet w to, czy była ona człowiekiem. W końcu to przez tę starą raszplę zdecydowała się wyjechać. Zadowalający z Transmutacji! Żeby ją szlag jasny trafił! Gdyby nie to, teraz pewnie spałaby smacznie w swojej willi z basenem na obrzeżach jakiegoś mugolskiego kurortu i kąpałaby się w sławie najlepszej łamaczki klątw na kontynencie. I wcale nie przesadzała. Gaunt doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich zdolności i predyspozycji. Ona była wprost stworzona do tej pracy. Jednak Minerva postanowiła zabawić się we władcę cudzych losów. Szkoda tylko, że wybrała sobie do tego akurat ją.
Brunetka wpadła do komnat jak burza, jednak gwałtownie zatrzymała się w połowie pomieszczenia, kiedy zauważyła, że na kanapie siedzi Severus. Brunet jak gdyby nigdy nic popijał herbatę ziołową i przerzucał strony Proroka.
Obiad nie przypadł ci do gustu?
Ależ skąd. Widzę za to, że zasmakowała ci herbatka.
Zaraz po rzyganiu wszystko smakuje jak ambrozja – stwierdził nie odrywając wzroku od gazety. Czytał jedynie nagłówki artykułów, aby zorientować się pokrótce co się dzieje na świecie.
Kobieta naprędce zaparzyła sobie kawy i rozsiadła się wygodnie w fotelu.
Slughorn się za tobą stęsknił.
Bez wzajemności.
Ciągle o ciebie pytał. Chyba chce sprzedać do Proroka twoje zdjęcie. Już widzę ten nagłówek: „Podwójny szpieg znów wśród żywych”.
Mam dość zbędnej uwagi i bez tego – mruknął ustawiając pionowo gazetę. Nie był zbyt skory do rozmowy, ale Sentis się nie zniechęciła. W końcu on nigdy nie chciał rozmawiać.
Nie obawiaj się, dostaniesz jej dużo więcej. Będziesz stał w blasku fleszy i twoi starzy znajomi z pracy o to zadbają, jak tak dalej pójdzie.
Mężczyzna opuścił gazetę na kolana. Spojrzał na brunetkę z ukosa.
Co masz na myśli?
Sentis wygodniej usadowiła się w fotelu, po czym założyła nogę na nogę i upiła łyk czarnej niczym smoła kawy. Roztarła językiem napój na podniebieniu. Dawno nie piła tak dobrej i tak mocnej kawy. Ciekawe skąd ją sprowadzali?
Minerva nie była zbyt...
Minerva? – zakpił z satysfakcją Snape. – Przeszłyście już na ty?
Chyba kpisz. Bardziej poprawnie politycznie jest mi mówić o niej per Minerva, niż wredna suka, czy szmata, której nie cierpię. Powracając do tematu, twoja była koleżanka z pracy... – Severus nie omieszkał skwitować tego stwierdzenia znudzonym stęknięciem.
– …jakoś nie specjalnie chciała z nami współpracować, więc o twoim życiu po śmierci wie już cały zamek. Jednak nie powinno to potrwać zbyt długo, bo jak oboje dobrze wiemy, Slughorn ma język długi jak Mur Chiński. Za kilka dni pod bramą Hogwartu będzie się roiło od pismaków, a dziękować za to będziemy nieocenionej profesor McGonnagall.
My? – Uniósł brew. – Myślałem, że będę jedynym pokrzywdzonym.
Oj Żmijko, na tobie świat się nie kończy. Nie byłeś naszym jedynym... dużym przedsięwzięciem. Przynajmniej ostatnimi czasy nasze kontakty z Ministerstwem nieco się pokomplikowały.
Severus ucieszył się w duchu jak dziecko. Wydawało mu się, że kobieta z wiekiem zatraciła swoje buntownicze zapędy. Mylił się, a nie zdarzało mu się to często.
Czyżby obrót nielegalnym towarem? – Nie mógł darować sobie krzty ironii.
Ależ skąd! Po prostu chciałam się dostać do swojego skarbca w banku, ale z jakiegoś powodu w obecnych czasach dziedzic Slytherina nie jest mile widziany w miejscach publicznych.
Chyba bardziej poruszyło ich twoje pokrewieństwo z Voldemortem.
Wiem – odpowiedziała oschle.
Dosyć szybko po opuszczeniu Azkabanu zorientowała się o co Ministerstwo zrobiło tyle krzyku. Tom Riddle był jej kuzynem, synem siostry jej ojca. Z jakiegoś powodu wszyscy pomyśleli, że zjawiła się tu, żeby sfinalizować plany tego psychola. Niedoczekanie.
Rodziny się nie wybiera – zakończyła bez entuzjazmu.
Odstawiła pusty kubek na stolik przy kanapie. Bez słowa udała się do swojej sypialni. Zaraz po tym, jak zamknęła drzwi, usłyszała wchodzące do salonu przyjaciółki. Nie miała ochoty z nimi rozmawiać. Przynajmniej nie dziś.

Przebrała się w wyciągniętą koszulkę i położyła pod kołdrą, a po chwili spała jak dziecko.
Mrs Black bajkowe-szablony