Dwa rozdziały jednego tygodnia. Wow.
I tak, wiem. Zbezcześciłam Severusa.
Tej nocy Lindsay była zawalona robotą
po same uszy. Kierowała pracą Victorii i Nathalie, jednak ta druga
nie nadawała się za bardzo do pomocy, bo sama jej potrzebowała. Na
czas rytuału jakoś zebrała się w sobie, ale po jego skończeniu
kompletnie się rozsypała. Powróciła gorączka, dreszcze, pojawiły
się wymioty i skurcze mięśni. Pociła się i gorączkowała tak
mocno, że kobiety wsadziły ją do wanny z zimną wodą, a same
rozpoczęły czynności pielęgnacyjne na Severusie.
Ułożyły go na łóżku w sypialni.
Leżał na poduszkach, kołdrach i kocach, aby jego ciało przyjęło
nieco inny układ, niż wtedy, kiedy przez kilka miesięcy leżał w
trumnie. Kończyny miał lekko uniesione, aby krew spływała i
koncentrowała się w klatce piersiowej. Najważniejsze tej nocy było
utrzymanie jego czynności życiowych.
Nie było nawet mowy o tym, żeby
zasnął. Stare porzekadło głosiło, że człowiek wyśpi się po
śmierci. Severus zazwyczaj, delikatnie mówiąc, nie zgadzał się z
mądrościami ludowymi, ale teraz nie miał wyjścia. Był cholernie
zmęczony, dalej nie odzyskał kontroli nad swoim ciałem, więc
leżał w milczeniu i czekał na cud. O to zaś starały się dwie
kobiety, które wlewały, wcierały, rzucały zaklęcia i co tam
jeszcze można zrobić, aby zdenerwować Mistrza Eliksirów.
Sam dałbym sobie radę! Bawią się
ze mną, jak z dzieckiem. Dam sobie rękę uciąć, że ta blondynka
nawet nie wie, czym mnie faszeruję. Pewnie od tego umrę. Znowu!
Może mnie uzdrowiły, ale to nie powód, żeby panoszyć się po
moim domu i ciele. Kim one w ogóle są?!
Severus podburzał się w myślach
przez całą noc. Okropne samopoczucie nie przeszkadzało mu w tym,
aby złorzeczyć na kobiety, które pomagały mu bez jego zgody. Niby
je kojarzył, ale to dalej obcy dla niego ludzie ingerowali w jego
zdrowie i życie. Czuł, że musi zacząć działać. Starał się
napinać i rozkurczać mięśnie rąk, co na początku mu się nie
udawało, ale nad ranem był w stanie powoli i nieznacznie poruszać
palcami u rąk i nóg. Uznał to za marny sukces.
* * *
Sentis obudziła się przez hałas
garnków w kuchni i przekleństwa Nathalie, która próbowała zrobić
sobie coś do jedzenia.
– Kawy? – zapytała Puchonka,
kiedy brunetka stanęła na progu pomieszczenia.
– Całe wiadro poproszę.
Usiadła na krzesełku tuż przy
ścianie, a kubek trzymała na kolanach, gdyż stół był delikatnie
mówiąc brudny, żeby nie powiedzieć upieprzony. Leżały na nim
bandaże, puste fiolki, słoiki, probówki,sztućce, brudna pościel,
ścierki, gąbki, miski i dużo, dużo innych dziwnych rzeczy.
Ślizgonka czuła się jak na ogromnym
kacu. Wszystko ją bolało, słyszała nawet oddech Nathalie, choć
ta była spokojna i popijała poranną kawę stojąc na drugim końcu
kuchni. Sentis zaś nie mogła nic przełknąć, bo żołądek
odmówił jej chwilowo posłuszeństwa, więc jedynie wąchała swój
napój. Pomagało, aczkolwiek niewiele.
– Cudownie was widzieć takie
wypoczęte i szczęśliwe! – zawołała z zachwytem wchodząca do
pomieszczenia Gryfonka. Miała nieco rozbiegane oczy, bo musiała się
wspomagać Eliksirem Bezsenności, ale umysł wciąż miała trzeźwy.
– Severus ma się całkiem dobrze. Oddycha, rozumie, co się do
niego mówi. Jego skóra jeszcze nie zregenerowała się całkowicie,
więc jest kompletnie niewrażliwy na dotyk, mięśnie też nie
działają jak należy, więc skończyło się to dosyć...
śmierdząco.
– Chcesz powiedzieć, że na stole
leży osrane prześcieradło?!
Wszystkie podniosły się z miejsc, a
po chwili wraz z kawą przeniosły się do salonu, gdzie na kanapie
wylegiwała się Victoria.
– Wszystko ze stołu, łącznie z
nim samym, jest do wyrzucenia, a Victorii nie chciało się iść do
kosza na śmieci. Zredukowałam zapach zaklęciem i to tyle. Nie
wiem, o co tyle krzyku.
– A mówią, że Gryfonki są takie
porządne... – skwitowała to krótko Nathalie.
– Do rzeczy! Pomimo małego wypadku,
o którym sam zainteresowany póki co nie wie, Severus ma się dobrze
i myślę, że jutro będziemy mogły zająć się przywracaniem
sprawności płuc, a później, w zależności od wyników, wątroby,
żołądka, jelit i całej reszty. Jeżeli dalej będzie sobie tak
dobrze radził, to do świąt powinien stanąć na nogi.
– Próbowałaś rozmawiać z nim
poprzez legilimencję? – zapytała Nathalie, pochłaniając resztę
jajecznicy, którą naprędce sobie upichciła. Kobieta wyglądała
już całkiem dobrze, jej małe załamanie zdradzały jedynie sine
wory pod oczami i kilka siniaków na ramionach, których nabawiła
się podczas siedzenia w wannie, kiedy to trzęsła się tak bardzo,
że obijała się o ścianki.
– Myślę, że nie ja powinnam to
zrobić.
Sentis poczuła na sobie ich wzrok.
– Nie ma mowy.
– No chyba żartujesz! Nie po to
czyściłam go z gówna, żebyś się teraz na niego obrażała z
powodu jakiegoś durnego pytania! Nawet nie masz pewności, czy on
wymyślił ten śmieszny system zabezpieczeń. Weź się w garść do
cholery! – krzyknęła na nią Victoria, która przy każdym słowie
uderzała ręką w stolik do kawy.
– Nie twój zasrany interes!
– Właśnie, że mój! Włożyłam w
to mnóstwo czasu, energii i pieniędzy, o mało nie zdechłam w
Azkabanie, dałam się macać jakiemuś oblechowi tylko po to, żeby
zdobyć kilka składników, a ty się na niego obrażasz, bo
odpowiedzią na pytanie jakiegoś durnego kamienia była Evans, a nie
ty! Dwadzieścia lat srałaś z żalu za nim, a teraz ci się
odwidziało?!
– Wzór moralny i przykład
wszelkich cnót się odezwał! Od kiedy to nie mogę mieć choćby
chwili zwątpienia, co?
– Od zawsze? – zapytała
ironicznie. – Sama udowadniałaś nam, że zwątpienie, kompleksy,
smutki, żale i tym podobne należy niwelować, bo...
– Bo przeszkadzają w pracy! A
jakbyś nie zauważyła, nasza praca nareszcie dobiegła końca i
teraz będę się martwić, smucić i płakać ile mi się podoba!
– Czyli nie pójdziesz do niego? –
Victoria miała ochotę ją ogłuszyć i zaciągnąć za nogi do
sypialni Severusa. W jakimś stopniu ją rozumiała, ale z drugiej
strony Sentis przekreśliła dwadzieścia lat tęsknoty przez litery
wyryte na kamieniu.
– Myślę, że i tak powinnyśmy
zaczekać z wdzieraniem się w jego myśli. Może od tego postradać
zmysły albo dostać zawału. Jutro rano czeka go kuracja
oczyszczająca, a po południu regenerująca, więc dopiero wieczorem
będziemy mogły zacząć działać w tym zakresie. I jeśli ty tego
nie zrobisz – wskazała palcem na Ślizgonkę – to cię wyręczę,
ale nie licz na to, że będę za ciebie rozwiązywać sprawy
sercowe.
Lindsay wyszła z salonu. Zaczęła
sprzątać kuchnię, a zaczęła od nieszczęsnego stołu. Na pomoc
ruszyła jej Nathalie. Pozostałe dwie kobiety też nie zamierzały
siedzieć bezczynnie, toteż wzięły się za porządkowanie salonu i
łazienki. Wolały pracować, niż ze sobą rozmawiać.
* * *
Severus był na granicy wytrzymałości.
Wszystko go bolało, chciało mu się pić, swędziała go stopa, a
tamte wiedźmy zamiast mu pomóc, kłóciły się o jakieś kamyki.
Wydzierały się na siebie tak głośno, że pewnie sąsiedzi już
zadzwonili na policję. Niech je szlag!
Próbował ustalić, jak długo był
martwy. W normalnej sytuacji pewnie sprawdziłby datę w „Proroku”
lub w ostateczności zapytał kogoś (byle nie którąś z nich!),
ale nie potrafił wykrztusić z siebie ani słowa. Czuł się podle.
Nawet nie wiedział, jak ta cała wojna się skończyła. Potter
pokonał Voldemorta czy Czarny Pan włada teraz światem czarodziei?
Co z Hogwartem? Czy Potter odczytał jego wspomnienia, które mu
przekazał? To ostatnie było głupie. Mógł mu tylko pokazać część
z Dumbledorem, a nie rozwodzić się nad jego matką. To było dawno
temu i powinien o tym zapomnieć. Poczucie winy związane z jej
śmiercią nie było dla niego żadnym problemem, bo na nie zasłużył,
ale ten sentyment powinien odrzucić już lata temu. Pałanie
emocjami względem nieżyjącej od lat kobiety to chory wymysł,
który tylko przeszkadzał mu w pracy. Gdyby nie ta... słabość,
troska o gówniarza nie wchodziłaby w grę, a co za tym idzie,
rozpracowałby Voldemorta już wieki temu.
A może wojna wcale się nie
skończyła? Może ten popapraniec kazał go ożywić i teraz będzie
go torturował za zdradę?
Jego przemyślenia przerwała
blondynka. Sprawdziła, czy w wszystko z nim w porządku, napoiła
go, poprawiła poduszki i wyszła. Była zestresowana i z jakiegoś
powodu nie odezwała się nawet słowem. Wcześniej chociaż mruczała
coś pod nosem.
Tej nocy zasnął na kilka godzin. Nie
był to przyjemny odpoczynek, bo obudził się z ogromnym bólem w
klatce piersiowej. Okazało się wtedy, że jego struny głosowe
zaczęły zdrowieć, bo z gardła wydobył się rozdzierający
wrzask.
* * *
– Coś ty mu zrobiła?! –
krzyczała na blondynkę Nathalie, która próbowała jakoś pomóc
Severusowi, ale nie wiedziała nawet co mu jest.
– Przecież ci mówię, że nic!
Pewnie to płuca samoistnie zaczęły działać i teraz nasza magia
tłumi jego odruchy bezwarunkowe.
– A jak się usuwa nasze zaklęcia
wspomagające?
– Skąd mam to wiedzieć?! Ja jestem
od opieki i podawania leków, a zaklęcie rzucała Victoria.
– To zawołaj ją!
– Wyszła na zakupy ponad godzinę
temu.
– Żeby ją... To wołaj Sentis!
– Sama ją sobie wołaj!
Severus cierpiał coraz bardziej.
Krzyczał i rzucał się na łóżku, nie mógł złapać oddechu i
trwało to dłuższą chwilę, póki brunetka nie poszła po pomoc.
Sentis początkowo bardzo się
opierała. Nie była jeszcze gotowa, aby stanąć twarzą w twarz z
przytomnym Snape'em, a przynajmniej tak jej się wydawało. Najpierw
zrugała Nathalie, że ta nie przestudiowała dokładniej zaklęć
wchodzących w skład rytuału. Reprymenda pewnie trwała by dłużej,
gdyby nie to, że Severus był bliski powrotu na tamten świat.
Kiedy obie wpadły do sypialni,
Lindsay właśnie próbowała przytrzymać mężczyznę na łóżku.
Trząsł się i rzucał tak mocno, że mógł sobie coś przez to
połamać. Puchonka pomogła koleżance, a w tym czasie Sentis
zaczęła rzucać zaklęcie.
Inkantacja nie była zbyt długa,
jednak wymagała dużo skupienia. Po zaledwie minucie było już po
wszystkim.
Severus opadł na łóżko z wyraźną
ulgą. Oddychał bardzo głęboko i rozglądał się po pokoju. W
końcu mógł się poruszać, więc postanowił przyjrzeć się
uważniej kobietom, choć on wolał myśleć o nich jako o oprawcach.
Blondynkę widywał najczęściej, bo
to ona podawała mu leki i sprawdzała co kilka godzin czy żyje. Ta
o ciemniejszej karnacji wydawała mu się być bardzo zdystansowana
wobec niego, jakby nie chciała przebywać z nim w tym samym pokoju.
Najbliżej niego stała brunetka.
– Znam cię – wycharczał bardzo
niewyraźnie. Uniósł się na łokciach, żeby lepiej ją widzieć.
Brązowe włosy, zielone oczy, jasna
cera z kilkoma bliznami po cięciach i przyjętych na twarz klątwach,
wystające kości policzkowe, niezbyt duże usta, smukłe, wysokie
ciało. Wiele kobiet dałoby się opisać w ten sposób, ale tylko
jedna z taką zaciętością pocierała mały palec u lewej dłoni i
drapała kłykcie.
– Sentis... Sentis Gaunt –
powiedział już bardziej pewnie i wyraźnie. Oddech mu się
uspokoił, a ból całkowicie ustał. – Co się z tobą wtedy
stało? Zniknęłaś bez słowa i nikt nie chciał mi nic powiedzieć.
– Bo nikt nic nie wiedział –
odpowiedziała. Dłonie trzęsły się jej niczym przy ataku
padaczki, a próby ukrycia tego faktu spełzły na niczym.
Przysiadła na boku łóżka.
Severus nie przestawał się jej
przyglądać, a ona wciąż bała spojrzeć mu w oczy. Nie chciała
czuć rozczarowania swoimi zawyżonymi oczekiwaniami i nie chodziło
tu o wygląd, a o uczucia. Snape może i był zimnokrwistym draniem,
ale jeśli dobrze się go znało, to z jego twarzy dało się czytać
jak z otwartej księgi. Nie chciała zobaczyć „przyjaźni”. Po
prostu na razie wolała nie patrzeć.
– Dosyć dobrze to zaplanowałam,
więc nawet dyrektor nie wiedział co się ze mną stało. Znalazłam
coś ciekawszego do roboty, niż siedzenie w Hogwarcie i czekanie na
egzaminy, więc postanowiłam skorzystać, ale to długa historia.
– Dlaczego nie dałaś znaku życia?
– zapytał, jakby część o nagłym zniknięciu w ogóle go nie
interesowała.
Sentis próbowała szukać pomocy w
odpowiedzi na to pytanie u koleżanek, ale one ulotniły się z
pokoju już jakiś czas temu.
– Poczta nie wchodziła w grę, a
poza tym to było dosyć ryzykowne i mógłbyś być w
niebezpieczeństwie.
– Jeszcze większym niż wtedy?
Mężczyzna może i był martwy przez
kilka miesięcy, ale nie stracił nawet odrobiny pewności siebie,
nie mówiąc już o ciętym języku.
– Możesz mi nie uwierzyć, ale
jeszcze miesiąc temu nie wiedziałam, że dzieją się tu takie
rzeczy.
– A jak... jak to się... skończyło?
– Próbował udawać obojętny ton.
– Lepiej będzie, jak Lucjusz ci o
tym opowie.
Wstała z łóżka i bez słowa podała
mu fiolkę z fioletowym płynem, po czym wyszła z pokoju.
Rozpoznał mnie.
Stała
tuż za drzwiami i zasłaniała usta rękawem. Nie chciała, żeby
ktokolwiek słyszał jej szloch, którego nie mogła opanować przez
dłuższą chwilę. Później jak gdyby nigdy nic poszła do kuchni
udając, że nic się nie stało.