Wiem, zjebałam. Nie mam nic na swoją obronę. Ale w Wenem tak to już jest, że co jakiś czas zdycha. Nic na to nie poradzę.
Mam wrażenie, że jakieś to takie pizdowate zaczyna być. Nie chciałam pisać ckliwego romansidła, więc jeszcze nie wiem, jak to się mojemu zombie życie ułoży. Bądźcie cierpliwi.
XO
– Całe szczęście, że tak to się
skończyło – stwierdził Severus.
Razem z Lucjuszem siedział na kanapie
w salonie i popijali herbatę, którą przygotowała dla nich
Lindsay. Po pełnym uścisków powitaniu, które Malfoy zaczął, a
Snape'owi głupio było zwrócić uwagę, jak niemęskie wydawały mu
się tego typu sielankowe sceny, przeszli do konkretów. Lucjusz
opowiedział mu o wojnie, opisał jej dokładny przebieg, a na końcu
wymienił, kto dokładnie zginął.
Mistrz eliksirów zadumał się na
chwilę nad śmiercią jednego z Weasleyów, Lupina i Tonks, jednak
dosyć szybko mu przeszło. W końcu on też umarł.
Malfoy przyszedł sam, co na początku
bardzo go zaniepokoiło. Okazało się jednak, że Draco zajmuje się
nieco schorowaną ostatnio Narcyzą, więc odetchnął z ulgą. Może
i gówniarz przysporzył mu wiele kłopotów, ale lubił go.
– Tak, całe szczęście –
przytaknął blondyn, który z jakiegoś powodu ominął tę część
historii, która mówiła o śledztwie, jakie Ministerstwo prowadziło
przeciwko niemu przez ostatnie kilka miesięcy. Na szczęście nic
nie znaleźli, za co dziękował i dziękować będzie Narcyzie.
Skarb nie kobieta! Gdyby wtedy powiedziała, że Potter żyje, to aż
strach pomyśleć, w jak ciasnej celi musiałby teraz siedzieć.
– To niesamowite – dodał po
chwili nieco ciszej, wciąż patrząc na Severusa. Wydawało mu się,
że przy tym, co zrobiły te cztery dziewczyny, magia nauczana w
Hogwarcie to zabawa dla mugoli. – Wróciły i cię ożywiły. Tak
po prostu. To znaczy przygotowania zabrały trochę czasu, ale kilka
tygodni to i tak mniej niż wieczność. Doprawdy niesamowite!
Severus tylko mruknął niecierpliwie.
Zajął się opróżnianiem swojej filiżanki, gdyż nie miał
specjalnej ochoty na śpiewanie hymnów ku czci tych czterech wiedźm,
które z jakiegoś powodu nie kwapiły się do tego, aby opuścić
jego mieszkanie. Póki co nie miał zamiaru ich wyrzucać. W końcu
przywróciły go do życia i zajęły się nim, choć w gruncie
rzeczy nie było mu to na rękę, więc należy im się choć krztyna
wdzięczności. Jednak pewnego dnia będzie miał dosyć i coś czuł,
że ten dzień się zbliża.
– Strasznie romantyczna historia –
westchnął Lucjusz.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Daj spokój. Dobrze wiesz, o co mi
chodzi.
– Tak się składa, że nie mam
fakultetu z jasnowidzenia.
Lucjusz spojrzał na niego
pobłażliwie.
– Masz już czterdzieści lat...
– Prawie – wtrącił Severus.
– …a dalej zachowujesz się jak
dziewięciolatek. Powiem wprost. – Lucjusz nachylił się w stronę
bruneta. – Nie wyciągałaby cię z piachu, gdybyś był dla niej
tylko kolegą.
Severus tylko prychnął głośno i
powrócił do picia herbaty. Nie miał ochoty komentować
Lucjuszowych insynuacji.
– Nie musisz mi wierzyć. Przecież
zawsze możesz ją zapytać.
– O powody? Miała możliwość,
więc mnie ożywiła. Wielkie mi halo. Przesadzasz Lucjuszu.
Chciałbyś zobaczyć co najmniej operę mydlaną, ale nic z tych
rzeczy. Jesteśmy dorosłymi ludźmi.
– No właśnie. Czas leci, drogi
przyjacielu. Oboje nie młodniejecie, a starość w samotności to
okropna wizja przyszłości. Pamiętam swojego wuja, który nie mógł
przeboleć, że nie dane mu było spłodzić potomka. Smutny człowiek
i smutny koniec.
Blondyn wstał z kanapy i odstawił
filiżankę na stolik. Poprawił włosy, szatę i zaklęciem
przywołał swój płaszcz.
– Już wychodzisz? – spytała
Sentis, która właśnie przechodziła obok salonu. Cały dzień
spędziła kursując między biblioteczką a łazienką, gdzie
przygotowywała nowe partie brakujących eliksirów. Severus
pochłaniał je niemal wiadrami, gdyż nie wszystkie jego narządy
były w pełni sprawne.
– Czas już na mnie moja droga.
Miłego dnia wam życzę. – Dygnął lekko w stronę bruneta, a
później kobiety, po czym deportował się z trzaskiem.
– Ciekawe czy się wygada, o ile już
tego nie zrobił.
– Co masz na myśli?
– No wiesz, ożywianie ludzi nie
jest czymś powszechnie znanym. Jeśli Ministerstwo się dowie
wcześniej niż powinno, to skutki tego mogą być paskudne dla nas
wszystkich.
Brunetka opierała się o framugę.
Bawiła się paskiem od białego fartucha, który był ubrudzony
plamami we wszystkich kolorach tęczy. Włosy miała luźno upięte
tuż powyżej karku, żeby nie przeszkadzały jej przy pracy.
– No tak – odpowiedział
lakonicznie, po czym sięgnął po nowy numer „Proroka”, który
leżał na stoliku.
Sentis już miała wycofywać się z
powrotem do łazienki, kiedy do domu wpadła Victoria.
– Niech to szlag! – zawołała już
od progu, trzaskając drzwiami.
– Dementorzy? – zapytała
żartobliwie Nathalie wychodząc razem z Lindsay z kuchni.
– Gorzej! Minister!
Krukonka weszła do salonu, a zaraz za
nią reszta kobiet. Snape przyglądał im się w milczeniu, kiedy
pospiesznie siadały na kanapie i fotelach. Victoria nawet nie zdjęła
płaszcza, tylko od razu przeszła do rzeczy.
– Byłam u Borgina po kilka pierdół
do eliksirów, kiedy akurat miał dostawę z niekoniecznie legalnego
źródła, ale nie w tym rzecz. Przemytnik twierdzi, że Ministerstwo
szykuje się na grubszą akcję. Podobno Kingsley nie może znieść
upokorzenia, jakie mu zgotowałyśmy i chce zemsty. Aurorzy złapali
kilku mało rozgarniętych dostawców i dowiedzieli się od nich, że
ostatnimi czasy dosyć często zaopatrywałyśmy się u innych
przemytników. Myślę, że w ciągu najbliższych kilku dni będą
chcieli... złożyć nam wizytę. Jakieś pomysły, jak tego uniknąć?
Sentis zaczęła drapać kłykcie, co
oznaczało, że nie było dobrze. Victoria patrzyła pytająco na
swoje przyjaciółki, bo sama nie widziała wyjścia z tej sytuacji.
– To co powiem może wam się nie
spodobać, ale najważniejsze jest teraz ukrycie Severusa i nasza
regeneracja, więc jedynym słusznym posunięciem będzie skrycie się
w Hogwarcie.
– Nie ma mowy! – stwierdziła
Setnis ze Snape'em w tym samym momencie.
Nathalie tylko wywróciła oczami.
Wstała, bo miała nadzieję, że patrząc z góry zrobi na nich
nieco większe wrażenie i zawierzą jej autorytetowi.
– Minerva o wszystkim wie i
obecała...
– Co? – przerwała jej Sentis,
którą na samą myśl o współpracy z Żelazną Dziewicą szlag
jasny trafiał. – Kto ci w ogóle pozwolił jej cokolwiek
powiedzieć?
– Nie żartuj sobie. Miałam cię
prosić o pozwolenie? Może jeszcze na kolanach?
– Och, dajcie spokój – próbowała
opanować sytuację Lindsay.
– Zamknij się! – warknęła
Sentis wstają z kanapy. – Miałaś ją tylko podpytać o pogrzeb,
a nie zwierzać się jej przy herbatce.
– Mogłaś sama do niej pójść!
– Jeszcze czego!
Severus obserwował kłótnie w
milczeniu. Nie miał ochoty się wtrącać, ale nie miał też siły,
aby po prostu wyjść z pokoju. Nogi miał odrętwiałe, ręce nieco
zesztywniałe, kuło go w boku i przy najmniejszym wysiłku kręciło
mu się w głowie. Przez ich krzyki zaczął czuć pulsowanie w
skroniach. Chciał dać którejś do zrozumienia, że kłótnia jest
bezcelowa, jednak w momencie, w którym otworzył usta wydostało się
z nich coś nieco innego od słów. Przechylił się przez
podłokietnik kanapy i wyrzucił z siebie treść żołądka na
podłogę. Chwilę później zrobiło mu się ciemno przed oczami i
przestał cokolwiek słyszeć.
– Dalej masz wątpliwości co do
mojego planu? – spytała niezbyt uprzejmie Nathalie. Kobieta
spojrzała przy tym na biednego Severusa, który przelewał się
przez ręce Victorii i Lindsay, choć za wszelką cenę próbowały
one przenieść go do sypialni. Mężczyzna wciąż był przytomny,
lecz nie koniecznie zdolny do utrzymywania kontaktu z otoczeniem. Wił
się i próbował oswobodzić, co trzymającym go kobietom nie było
specjalnie na rękę.
Sentis skapitulowała.
– Napisz do niej, że będziemy
jeszcze dziś w nocy.
– Lepiej będzie, jeżeli pójdę od
razu do Hogwartu. Przetransportuję się tam siecią Fiuu i wybiorę
odpowiednie komnaty.
– Jak chcesz. Ale tylko ona ma o nas
wiedzieć – zaznaczyła, po czym udała się do sypialni.
Severus już całkowicie odzyskał
przytomność, ale zaczął częściej i obficiej wymiotować.
Nathalie podtrzymywała go, aby nie spadł z łóżka, a Gryfonka
ewakuowała się z pomieszczenia. Mogła znieść bardzo wiele, krew,
łzy, rozkład, odór, ale nie wymiociny.
Postawiły go do pionu przy pomocy
kilku eliksirów, okładów na klatkę piersiową i kubka ziołowej
herbaty. Snape uznał, że już kocie siki smakują lepiej, jednak
dosyć szybko odgonił od siebie myśl, w jakich okolicznościach
musiał je spożywać.
– Dobra, to ja idę nas pakować,
Victoria spakuje sprzęt i składniki, a ty podaj mu więcej herbaty,
powinno wystarczyć – rzuciła przez ramię Gryfonka wychodząc z
pokoju.
Sentis usiadła na łóżku obok
Severusa.
– Ale chce mi się palić –
mruknęła sama do siebie.
– Nie podejrzewałbym cię o
mugolskie rozrywki.
– Jakbyś sam nigdy nie palił.
– To było w ramach eksperymentu,
więc się nie liczy.
Snape powoli i bardzo niechętnie
dopijał herbatę. Starał się nie zerkać na brunetkę, ale
strasznie go ciekawiło, jak się zmieniła przez te lata. Jedyne, co
zdążył zauważyć, to mnóstwo małych i dużych blizn na ciele i
twarzy, których nie starała się nawet ukrywać.
Sam się sobie dziwił, że po tylu
latach ją rozpoznał. Po zniknięciu martwił się najwyżej
miesiąc, a później przestał o niej myśleć. Może to za sprawą
Voldemorta, Dumbledore'a albo śmierci Lily. Nie miał pojęcia.
Przez chwilę nawet poczuł się winny, że tak szybko zapomniał o
swojej dobrej przyjaciółce z czasów szkolnych. Może i była
najbardziej aspołeczną dziewczyną w szkole, ale za to potrafiła
przesiedzieć z nim w bibliotece całą noc, dość dobrze znała się
na eliksirach, a jeśli chodzi o Czarną Magię, to nie miała sobie
równych. Oboje nie byli skorzy do zwierzeń, jednak ona znała jego
sytuację rodzinną, a on wiedział, jak wiele przykrości spotykało
ją przez wzgląd na nazwisko. Minerva nie dawała jej spokoju,
dyrektor traktował jak małe dziecko, a reszta nauczycieli próbowała
udawać, że jej rodzice wcale nie siedzą w Azkabanie. Oboje nie
mieli łatwego życia.
Przemyślenia przerwał mu nagły
skurcz ramion i pleców.
– Eliksir rozgrzewający powinien
załatwić sprawę – stwierdziła kobieta wyciągając ze stojącej
przy łóżku skrzynki odpowiedni słoiczek.
– Za długo trzeba czekać na efekty
– wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby.
– Nie, jeżeli się go wciera.
Kilkoma ruchami pozbawiła go czarnego
swetra i położyła na brzuchu. Oczywiście opierał się przy tym i
narzekał jak małe dziecko, ale Sentis udawała, że go nie słyszy.
Wmawiała też sobie, że robi to
wyłącznie ze względów zdrowotnych. Nie miała w tym absolutnie
żadnych prywatnych celów, takich jak obejrzenie jego ciała, czy
dotknięcie go. Nic z tych rzeczy!
Roztarła intensywnie pachnącą ciecz
w dłoniach, po czym położyła je na jego plecy. Zaczęła go
masować kolistymi ruchami, na początku powoli i delikatnie, póki
nie wyczuła, że jego mięśnie się rozluźniają. Mogła już
przestać po kilku chwilach, bo eliksir zdążył w tym czasie
zadziałać, ale Severus nie protestował, więc kontynuowała.
– Kiedy to się w końcu skończy? –
zapytał cicho Snape, a Sentis szybko zabrała dłonie z jego pleców.
– Nie o tym mówię.
Kobieta zaśmiała się cicho i
ponowiła masaż.
– Myślałem raczej o tych ciągłych
skurczach, wymiotach, omdleniach, atakach kaszlu, dusznościach i
temu podobnych.
– Minie jeszcze trochę czasu –
odpowiedziała wciąż go masując. Zaczęła rysować palcami
wymyślne wzory. – Nie potrafię określić ile, bo to zależy od
organizmu. Ale całkiem dobrze sobie radzisz.
– Pewnie ożywianie trupów to dla
ciebie codzienność.
– Bez przesady. Ryzyko jest za duże,
żeby traktować to jak kawę do śniadania. Myślę, że do pełnej
sprawności wrócisz za koło rok, ale tego typu dolegliwości miną
za kilka miesięcy.
Sever jak zwykle tylko mruknął
niezadowolony.
– Nie marudź! Nie po to wyciągałam
cię z piachu, żebyś teraz marudził, że boli cię brzuch.
– A po co? – zapytał odwracając
się twarzą w jej stronę.
Przekręcił się na plecy, przy
okazji ją z nich zrzucając. Usiedli na łóżku naprzeciwko siebie,
a ona znów zaczęła drapać kłykcie.
– To chyba moja sprawa – mruknęła
nawet na niego nie patrząc.
– Dotyczy też mnie, więc nie
byłbym tego taki pewien.
– Zrobiłam co chciałam. Nie musisz
mnie z tego rozliczać.
– Jednak chciałbym wiedzieć, czy
mam dług do spłacenia.
– Wolałabym dozgonną wdzięczność.
Raczej trudno będzie ci się odwdzięczyć za powrót do żywych. Z
tego co wiem pensje w Hogwarcie są raczej marne, Riddle ci nie
płacił, a nawet gdyby, to pieniądze za tego typu „przysługę”
to słaba rekompensata. Po prostu bądź cierpliwy.
Wyszła z pokoju z przeczuciem, że
mimo usilnych starań dała się ponieść emocją i powiedziała o
kilka słów za dużo. Niby nic o uczuciach, ale o tych sprawach
czyta się raczej między wierszami. Pozostawało jej jedynie mieć
nadzieję, że mózg Severusa nie powrócił jeszcze do pełnej
sprawności.
Kiedy brunetka pomagała przyjaciółkom
w spakowaniu całego bajzlu z powrotem do kufrów, Severus postanowił
na nowo poznać swoje mieszkanie, a raczej sypialnię. Próbował
przypomnieć sobie wszystkie skrytki, jakie wykombinował w sobie
tylko znanym celu. Było ich multum, z czego większość kompletnie
nieprzydatna. Ale w tym momencie interesowała go jedna.
Schował w niej najbardziej osobiste
rzeczy. Nie chodziło o szczoteczkę do zębów i ulubione majtki, a
o zdjęcia. Nie posiadał ich zbyt wiele. Prawie dwadzieścia lat
temu dokonał surowej selekcji i zniszczył większość swoich
rodzinnych i prywatnych pamiątek. Ograniczył się jedynie do małego
albumu, który schował gdzieś w tej sypialni, ale za cholerę nie
pamiętał gdzie. Nie chodziło oczywiście o to, że szwankowała mu
pamięć. Severus zaraz po schowaniu swoich skarbów rzucił na
siebie zaklęcie tłumiące, które nie usuwało z pamięci tego
wydarzenia, a jedynie dość mocno je wytłumiało. Przypomnienie
sobie tej informacji było możliwe, ale niekoniecznie łatwe.
A czasu miał mało.
Słyszał, jak kobiety ganiały po
całym mieszkaniu w poszukiwaniu co ważniejszych rzeczy, ich ciche
pokrzykiwania, pytania, prośby, rozkazy, bluzgi. Był strasznie
chaotyczne w swoich przedsięwzięciach, co kazało się zastanowić
mężczyźnie, jakim cudem nie wstał z martwych jedynie połową
ciała.
Myślał. Dużo i intensywnie, nawet
jak na niego. Chodził po pokoju, macał ściany, mruczał pod nosem,
choć nie było ku temu powodów, bo nigdy nie zrobił skrytki
uruchamianej głosem.
Nie poddał się bez walki, ale koniec
końców skapitulował po tym, jak po raz trzeci obmacał każdy
centymetr pomieszczenia. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy
nie schował albumu w jakimś innym pokoju albo go nie wyrzucił.
Rozważył wszystkie opcje, jakie przyszły mu do głowy. Nawet te
absurdalne, jak przekazanie komuś tych zdjęć.
Pozostawało mu jedynie pogodzić się
ze stratą.
– Sever! Wstawaj! Spadamy stąd! –
zawołała Lindsay.
Kiedy Ślizgon wszedł do salonu
czekały tam już na niego trzy kobiety oraz stos kufrów i skrzynek
na eliksiry. Sentis pomogła mu założyć płaszcz, po czym wyszli z
mieszkania.
Lało jak z cebra, było zimno, ciemno
i pochmurno. Severus pomyślał, że bardziej londyńskiej pogody
jeszcze nie widział. Udali się do zaułka kilka kamienic dalej.
Jeszcze wczoraj zarówno Snape jak i
Gaunt powiedzieliby, że prędzej zdechną, niż wrócą do Hogwartu.
– Niech to szlag – mruknęła
cicho Ślizgonka, a po chwili w ciemnym i śmierdzącym zaułku
zostało po nich tylko dudniące echo cichego trzasku po
teleportacji.