Od razu uprzedzam, że rozdział nie był jeszcze betowany.
Kolejne tygodnie były
dla czterech kobiet niezwykle pracowite i to z kilku względów. Po
pierwsze, musiały odnowić kontakty z miejscowymi dostawcami,
oczywiście tylko z tymi, którzy przeżyli i nie trafili do
Azkabanu. Okazało się to dużo trudniejsze, niż początkowo
przypuszczały. Siatka przemytników uległa drastycznemu zawężeniu,
czym Ministerstwo szczyciło się na łamach „Proroka Codziennego”.
Po drugie, zaczęły warzyć niezbędne eliksiry, choć produkować,
byłoby trafniejszym określeniem. Sentis naliczyła ponad
dwadzieścia pięć różnych eliksirów regenerujących, do tego
kilkanaście leczniczych, paręnaście uspokajających, sporo
przeciwbólowych, reanimacyjnych, antybakteryjnych i innych, których
nawet nie dało się przypisać do konkretnego rodzaju, a były
niezbędne do rytuału przed jak i samego ożywiania. Drugie tyle
mikstur wymagała pielęgnacja Severusa po wyciągnięciu go z grobu.
Po trzecie i ostatnie, musiały schronić się przed wzrokiem
Ministra i aurorów. Doskonale wiedziały, że są obserwowane.
Starały się być grzeczne, choć swoje właściwe intencje musiały
dokładnie ukrywać, a nie było to łatwe.
Sentis, jako jedyna cały
ten czas spędzała w domu. Zajmowała się przygotowywaniem
mieszkania do przyjęcia Severusa, przyrządzaniem eliksirów i
przyjmowaniem skrzyń ze składnikami, czyli roślinami, częściami
zwierząt, wydzielinami, prochami, pyłami i różnymi innymi
rzeczami. Kuchnie przemeblowała na laboratorium, a biblioteczkę na
schowek na eliksiry i składniki. Starała się, aby tylko w tych
dwóch pomieszczeniach znajdowały się magiczne przedmioty. Do
salonu wprowadzała ciekawskich sąsiadów, a takich było sporo,
żeby pokazać im, jak postępuje „remont” mieszkania. Wmawiała
im, że jest żoną Severusa, a on wyjechał w delegację.
Pierwszą zwiedzającą
była oczywiście Pani Mops. Obejrzała każdą najmniejszą
pierdołę, jaka znajdowała się w salonie, a nawet wprosiła się
do sypialni, gdzie nie znalazła, jak oczekiwała, trupa Severusa, a
jedynie stertę prania na łóżku. Napsioczyła trochę na
umiejętności Sentis do prowadzenia domu, pokazała palcem kilka
zakurzonych półek i nawet „remont” nie był dla niej
wystarczającym wytłumaczeniem dla bałaganu w domu.
– To jest dom, młoda
damo! Dom, a nie burdel, więc powinno tu być czysto. Mam nadzieję,
że kiedy wróci twój mąż, to dobitnie ci to wytłumaczy. Pan
Snape jest bardzo porządnym człowiekiem, więc nie wydaje mi się,
żeby zadowolił go taki bałagan. Wstydź się!
Później „na kawkę”
wpadł jakiś mężczyzna po czterdziestce i również chciał się
wprosić do sypialni, ale w nieco innym celu.
Kobieta osobiście
zaprosiła do mieszkania rodziców wraz ze smarkaczem, który chciał
rzucić w nią kamieniem w dniu, kiedy się tu wprowadzała. Ogromny
niczym niedźwiedź ojciec i małomówna, lekko otępiała mama
zasiedli w salonie zaledwie na kilkanaście minut. Musieli szybciej
opuścić sąsiedzką herbatkę, bo ich dziecku wydarzył się mały
wypadek. Sentis z takim uporem świdrowała wzrokiem tego małego
gnoja, że aż biedaczek narobił w majtki. Krzyki matki na temat
„nowych spodni” i „wstydu na całą ulicę” bawiły ją
jeszcze bardziej, niż samo zajście.
Pani Mops cały czas
wszystko monitorowała. Nie omieszkała co jakiś czas „kontrolnie”
wpraszać się na ciastka. Była namolna do tego stopnia, że Sentis
zaczęła jej dosypywać do herbaty proszku na rozwolnienie. Mimo to
babunia przekraczała próg mieszkania Severusa przynajmniej raz w
tygodniu, a gospodyni nie była tym faktem zbyt uradowana.
Produkcja eliksirów szła
całkiem sprawnie. Dostawy były dobrze zorganizowane, bo miejsce
przejęcia towaru znajdowało się w piwnicy mieszkania Severusa.
Sentis wchodziła do niej przez klapę w korytarzu, więc nikt nie
miał prawa zauważyć niczego dziwnego. Jedynie przy kupnie smoczych
składników wolała się widzieć z przemytnikami na neutralnym
gruncie. Ci przedstawiciele branży mieli to do siebie, że lubili
dzielić się informacjami o swoich klientach z kolegami
włamywaczami. Sentis wolała nie kusić losu i spotykała się z
nimi przy moście na ulicy Śmiertelnego Nokturnu.
Dziś właśnie tam się
wybierała. Ubrała czarną suknię, zasznurowała trzewiki i
zarzucając na plecy ciężki płaszcz wyszła z domu. W pośpiechu
rozczesała palcami splątane włosy. Szybkim krokiem weszła w
zaułek między dwiema kamienicami, skąd aportowała się na miejsce
spotkania.
Nokturn był z natury
miejscem obrzydliwym i nawet Ministerstwo nie było w stanie tego
zmienić. Zamknęli w Azkabanie większość tutejszych szumowin, ale
klimat nie polepszył się nawet odrobinę. Było tu po prostu
okropnie. Brzydko, brudno, mokro i zimno nawet w środku lata.
Kobieta schowała się
pod mostem i miała zamiar przeliczyć pieniądze. Sięgnęła do
kieszeni wewnątrz płaszcza.
– Co za...
„Idiotka ze mnie” –
dokończyła w myślach.
Zapomniała sakiewki!
Miała do zabrania tylko tę jedną rzecz i jej nie wzięła. Nie
znalazła słów, żeby opisać jak bezsilna poczuła się teraz
wobec swojego roztrzepania. Aportowała się z powrotem na ulicę
Spinner's End.
Z trzaskiem wylądowała
na popękanych płytach chodnika.
– Wiedziałam, że nie
jesteś normalna.
Pani Mops stała kilka
metrów przed nią. Miała na sobie papucie, szlafrok i wałki na
włosach. Uśmiechała się do niej obrzydliwie.
– Już mi nie
uciekniesz – zaskrzeczała poszarpując lekko smyczą, na której
trzymała swojego tłustego mopsa. – Dzwonię na policję.
Sentis na początku była
dość mocno zszokowana, a nawet przestraszona. Przez swoją nieuwagę
dała się zdemaskować jakiejś starej mugolce. Coraz bardziej
wstydziła się dziś przed samą sobą.
Babcia już powoli
truchtała w stronę swojego mieszkania, aby zadzwonić na policję.
Brunetka na szczęście
szybko się otrząsnęła.
– Petrificus
Totalus – powiedziała wyciągając
różdżkę z rękawa i wycelowała nią w staruszkę. Babacia
osunęła się na ziemie.
Sentis przesunęła kobietę pod
ścianę kamienicy, a sama pobiegła do domu po sakiewkę. Nie bardzo
wiedziała, co ma z nią teraz zrobić. Z jednej strony jakiekolwiek
postraszenie jej czy lekkie uszkodzenie nie wchodziło w grę, bo
Ministerstwo było czujne, a z drugiej strony ona była tak cholernie
denerwująca. Przeszkadzała w przygotowywaniu eliksirów, a czas
naglił. Musiała być skupiona i dobrze zorganizowana, co było
niemożliwe, kiedy staruszka tak często ją nachodziła. Powinna być
również w każdej chwili gotowa na przybycie przyjaciółek.
Babcia wciąż
leżała nieruchomo pod ścianą, a tłusty mops skakał obok niej i
głośno ujadał. Sentis uciszyła go permanentnie szybką Avadą.
Wraz z ciałem aportowała się ponownie na ulicę Nokturnu, tym
razem w okolice sklepu Borgina
i
Burkesa.
Wchodząc
do środka poczuła, że nie wszystko na tym świecie musi się
zmieniać. Wnętrze było obskurne, ciemne i bardzo zakurzone. Rzędy
regałów, komód, stolików i gablot pokrytych pajęczynami
wskazywały na to, że sklep nie ma się najlepiej. Za ladą krzątał
się stary, garbaty mężczyzna.
– Witaj
Borgin.
– Kogo
moje piękne oczy widzą! Panna Gaunt! Jak miło mi cię widzieć! No
niech no cię...
– Won
z łapami – ukróciła szybko ckliwe powitanie. – Mam dla ciebie
zajęcie. Zaopiekuj się proszę tą panią na czas mojej
nieobecności, będę ci bardzo wdzięczna.
Garbaty
tylko na nią zerknął i od razu uśmiechnął się złowrogo.
– Jak
sobie życzysz.
Sentis
odczarowała mugolkę, po czym wyszła ze sklepu, nie zaszczycając
jej nawet przelotnym spojrzeniem. Idąc chodnikiem słyszała jej
błagania i ciche jęki.
Droga
do mostu zajęła jej zaledwie kilka minut. Na miejscu był już
przemytnik.
– Nie
toleruję spóźnień – powiedział mężczyzna. Był wysokim,
barczystym brunetem o niskim głosie i bladozielonych, niemal żółtych
oczach. Odziany w wilcze skóry nie pozostawiał żadnych złudzeń
do tego, kim, a raczej czym, konkretnie jest.
– Ale
galeony tolerujesz aż za dobrze, prawda?
Pokazała
mu sakwę wypełnioną monetami, a on podał jej skrzyneczkę
wielkości zaciśniętej pięści. Dokładnie obejrzała ukryte w
środku łuski.
– Wsadź
je sobie w dupę – mruknęła odrzucając mu towar.
– O
co ci do cholery chodzi? Miały być łuski rogogona, więc je
przyniosłem! Zbieraj je i dawaj pieniądze! – zagrzmiał z
niezadowoleniem .
– Nie
żartuj sobie ze mnie, gumochłonie. To nawet koło smoka nie leżało!
Przynosisz mi jakieś jaszczurze podróbki i myślisz, że dam się
nabrać. Jeżeli jeszcze raz zmarnujesz mój czas, to załatwię ci
randkę z dementorem i to do ręki.
Kobieta
obróciła się gwałtownie i zaczęła oddalać się od mostu.
– Dobra,
żartowałem! Mam to, co zamawiałaś – mruknął wyraźnie
poirytowany wilkołak. Był widocznie niezadowolony z faktu, że nie
udał mu się przekręt.
Sentis
obejrzała zawartość kolejnej skrzyneczki i tym razem nie miała
już żadnych zastrzeżeń.
– 150
galeonów.
– Chyba
cię jednorożec kopnął. Dostaniesz 90.
– Nie
rób z siebie idiotki. Dobrze wiesz ile takie rzeczy kosztują.
Poproszę moje pieniądze – niemal wymruczał mężczyzna, jakby
chciał z nią flirtować. Standartowa zagrywka przemytników. Nigdy
nie działała, ale wciąż ją stosowali, co było dla Sentis
prawdziwą zagadką.
– Byłeś
dla mnie niemiły, próbowałeś wcisnąć parszywy towar, a w
dodatku śmierdzi ci z gęby. 110 galeonów i ani knuta więcej.
Mężczyzna
kiwnął aprobująco głową, a brunetka rzuciła mu sakiewkę.
Zakupiony towar schowała do kieszeni płaszcza. Odwrócili się w
przeciwne strony, po czym szybko opuścili miejsce spotkania.
Kobieta
wróciła do sklepu.
– Borgin!
– zawołała, gdyż mężczyzny nie było przy kasie. Nikt się nie
odzywał. – Borgin, do cholery jasnej! Wyłaź!
Cisza.
Zaczęła
przechadzać się po sklepie. Krążąc między półkami zauważyła
kilka ciekawych ksiąg, które postanowiła kupić w najbliższym
czasie, znalazła również sporo ładnych czaszek różnych zwierząt
i od razu zapragnęła je kupić. Miałby one pełnić funkcję
jedynie dekoracyjną, ale strasznie się jej spodobały. Już miała
sięgnąć po jedną z nich, kiedy poczuła, jak bardzo ciężkie i
gęste jest powietrze wokół nich. Klątwa. Zapewne niezbyt
szkodliwa, bo kości stały na wierzchu i to w zasięgu wzroku.
Chciała się dowiedzieć, co konkretnie zostało rzucone na te
piękności, więc postanowiła, że zapyta Borgina, jak się w końcu
znajdzie.
Wybrała
kilka kruczych piór, po czym położyła je na ladzie. Czekała
jeszcze kilka minut, ale mężczyzna się nie pojawiał. Weszła więc
na zaplecze.
Zobaczyła
mnóstwo nieotworzonych, zbitych gwoździami skrzyń i klatek z
najróżniejszymi żyjątkami. W oddali słyszała trzask rozpalanego
kominka.
– Gdzie
ty się podziewasz? – zapytała wchodząc do pomieszczenia na
tyłach zaplecza. Borgin siedział przy kominku i wrzucał do
wiszącego nad nim kotła ogromne ilości ziół.
W
pokoju strasznie śmierdziało stęchlizną, kurzem i palonymi
piórami.
– Kończyłem
paczkę dla pana Malfoya i twoje zlecenie.
– Jakie
moje zlecenie? Gdzie ta staruszka, którą ci przyprowadziłam.
Mężczyzna
tylko uśmiechnął się szeroko i wskazał jej duże, metalowe
opakowanie. Kobieta na początku nie wiedziała o co chodzi, ale po
chwili rozjaśniło jej się w głowie. Wewnątrz puszki znalazła
szary proch, jeszcze ciepły. Nie wiedziała co powiedzieć.
W
sumie wydała na babcie taki wyrok zaraz po tym, jak zostawiła ją
samą z Borginem. Mogła się tego spodziewać. Kiwnęła tylko głową
w podzięce. Razem przeszli do sklepu, gdzie przy ladzie czekał
zniecierpliwiony młody blondyn.
– No
nareszcie! Ile można na ciebie czekać?
– Właśnie
kończyłem pana zamówienie, paniczu Malfoy.
Sentis
spojrzała na młodzieńca. Wykapany Lucjusz! Niemal białe włosy,
blada cera, szare oczy, nieprzyjazne, zimne spojrzenie. Nie mogła
się mylić.
– Dobry
wieczór pani Gaunt – skinął jej na powitanie. Ciekawe skąd ją
znał? Pewnie widział ją, kiedy pomieszkiwała w Malfoy Manor.
Tylko dlaczego się wtedy nie przywitał?
– Wystarczy
Sentis.
Chłopak
uśmiechnął się lekko. Zapłacił Borginowi, a ten dał mu kilka
książek owiniętych w szary papier. Później sprzedawca policzył
pióra i przyniósł klatkę z białym krukiem, o którego poprosiła
tuż przed zapłaceniem.
Blondyn
jakby na nią czekał. Nie zbliżał się do wyjścia, tylko stał
zaraz obok niej. Sentis zapłaciła, a on złapał za klatkę i
otworzył jej drzwi. Wychodząc na zewnątrz powiedział tylko:
– Wysłały
mnie po ciebie, bo zaczęły się niecierpliwić. Powiedziały, że
to już tej nocy.
Nie
odpowiedziała nic, tylko wraz z nim aportowała się przed
kamienicą. W mieszkaniu czekały już jej przyjaciółki oraz
Lucjusz z Narcyzą.
Przygotowywali
narzędzia i eliksiry przez całą noc. Narcyza zajęła się
porządkowaniem ziół, Nathalie wraz z Draco przenosili wybrane
eliksiry do sypialni, aby w razie potrzeby były pod ręką.
Pozostali przygotowywali eliksiry.
Napięcie
aż było czuć w powietrzu. Pracowali w ciszy, a z każdą chwilą
dłonie Sentis trzęsły się coraz bardziej. Wszystko przez jej
myśli.
A
co, jeśli ja to sobie wymyśliłam? Jeśli nie pokocham go tak
bardzo, jak to sobie wmawiałam przez te wszystkie lata? Albo co
gorsza, jeśli on mnie nie zaakceptuje lub nawet nie rozpozna.
A
jeżeli jestem za słaba i ożywianie się nie uda? Co zrobię,
jeżeli przez brak siły podniosę z martwych jedynie ciało, a umysł
przepadnie na zawsze? Przecież nie mam pewności, że proces się
powiedzie. Możliwe jest nawet, że zginę w trakcie jego trwania.
Nie ma szans na oszacowanie, ile energii będzie potrzebne
Severusowi, aby go wskrzesić, więc może potrzebować jej dosłownie
odrobinę albo wyssać wszystko, co posiadam.
Jeżeli
nie dam...
Przerwała
jej Victoria. Położyła na stole dwie szklanki i butelkę zimnej
wódki.
– Twoje
myślowe lamenty słychać aż w łazience.
Siwowłosa
napełniła szkło do połowy.
– Nawet
dla mnie to trochę za dużo – powiedziała Sentis spoglądając na
porcję trunku.
– Dla
ciebie może i tak, ale dla twoich nerwów będzie w sam raz.
Opróżniły
naczynia, po czym wróciły do swoich obowiązków.
Od
razu lepiej.
Albo ja jestem czarownicą, albo Ty. Jak tylko odpowiedziałam na Twój komentarz, że chcę rozdział - oto i on! Cieszy mnie to niezmiernie, jeszcze raz dziękuję za odwiedziny i mam nadzieję, że blokada już Ci minęła :)
OdpowiedzUsuńNa początku rozwaliła mnie cwana Sentis-żona ;) I lubię twoje małe anegdotki, które wplatasz w tekst - tak jak ta o włamywaczach i dostawcach.
Plus, o losie, Sentis naprawdę jest niezłym numerkiem…
Rozdział niebetowany, więc nie będę się przyczepiała do literówek, zdarzyło się ich kilka, ale to małe mankamenty w stosunku do wysokiego poziomu mojego usatysfakcjonowania porządną dawką mroku. Lubię tego fika, bo jest oryginalny. Nieoklepany. A poza tym jesteś taką samą sadystką jak ja - trafiła kosa na kamień. Czy ja się w końcu doczekam Severa???
PS Jak coś mi zrobisz z jego najlepszą częścią, czyli tym rozkosznie inteligentnym mózgiem, to sama cię oddam Borginowi.
PPS Z drugiej strony lepiej nie, nie chciałabym paść ofiarą panny Gaunt…
Ja po prostu muszę pisać licencjat i wymyślam sobie "lepsze" zajęcia ;) Poprawiłam myślniki, ale musisz mi pomóc z akapitami, bo na moje usprawiedliwienie dodam, że je owszem wstawiam, a potem ten idiotyczny edytor bloggera mi je kasuje! Jak to zrobić?
OdpowiedzUsuńA widzisz, wyżera, bo ja robię tabulatorem… No nic. Ja chyba uświerknę z tym edytorem tekstu w bloggerze, ostatnio zamiast mi wyjustować, to mi wycentrował wszystkie rozdziały, myślałam, że popełnię sudoku ;)
OdpowiedzUsuńDaaawno mnie tu nie było!
OdpowiedzUsuńI szczerze liczyłam, że kiedy zajrzę znowu Sever będzie już żywy i zionący ogniem, jak to on. Ożyw go, kobieto! Mroczne lasencje są fajne, ale nie ma co się łudzić - Sever to Sever!
A teraz na poważnie, zdecydowanie była to najmroczniejsza wizja Nokturnu, jaką widziałam od dawna, a już zwłaszcza w powojennych fanfikach. W ogóle podoba mi się to, że u Ciebie ta śmieszna wojna z Voldemortem nie naprawiła nagle całego świata. Wiadomo że śmierć jednego czarnoksiężnika nie sprawi, że nagle wszechświat wypełni się miłością i rzygającymi tęczą jednorożcami.
Chwalę, ale nadal dopominam się Snape'a!
Ukłony!
Katalogowy Świat Wychodzi na przeciw swoim podopiecznym!
OdpowiedzUsuńWszyscy świetnie wiemy ile różnych katalogów znajduje się na blogspocie, wiele blogów jest zapisanych nie tylko do jednego, a do wielu. Dużo osób informuje katalogi o nowych postach u siebie, co zajmuje dużo czasu, który nie zawsze jest! Dlatego postanowiłam dodać do układu gadżet który jest w stanie sam się aktualizować w dowolnej chwili i informować każdego kto wejdzie, że właśnie dodałeś nowy post!
Zdaję sobie sprawę z tego że nie wszyscy chcą aby katalog informował o ich nowych postach, dlatego hojnie rozdaję tą informację, która ma na celu poinformowania Was o nowym planie powiadamiania Nowych Postów oraz pytaniem, czy się zgadzasz? :)
Jeśli tak, to zapraszam do katalogu, aby zostawić krótką informację w zakładce "Nowe Posty" w której wystarczy że napiszesz "Zgadzam się" oraz podanie adresu swojego bloga lub blogów.
Wtedy nic już nie musisz robić, blogspot sam, automatycznie będzie powiadamiać na katalogu o dodanym nowym poście, a Ty oszczędzisz czas który normalnie poświęcałbyś/poświęcałabyś na pisaniu i publikowaniu zgłoszenia posta :))
W razie pytań zapraszam do zakładki Pytania
Zapraszam! :)
I przepraszam za spam!
Niesamowity klimat udało Ci się napędzić. No i historia zaczyna się niebanalnie (w HP-owych fanfikach to naprawdę miła odmiana). Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z jej pisania, bo bardzo chciałabym się dowiedzieć, dokąd ją poprowadzisz. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń