wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział X

Beta dalej na urlopie, więc uprasza się o nie bicie autorki. 



 – Victoria, do ciężkiej cholery, po co ty się malujesz?! Idziemy ożywiać trupa, a nie szukać sponsora! – krzyczała stojąca w korytarzu Nathalie. – Pospiesz się!
Krukonka zgarnęła z salonu swój podręczny kufer i niemal biegiem udała się do swojej zirytowanej przyjaciółki. W pośpiechu wiązała porządne, militarne buty, które nijak nie pasowały jej do zwiewnej, długiej sukienki. W tym czasie Lindsay stała przy komodzie z listą w ręku i sprawdzała, czy zapakowała do swojej torby wszystkie potrzebne rzeczy. Mruczała cicho pod nosem i wyglądała, jakby była w transie.
Chyba mamy za mało esencji z krwi węża morskiego – wycharczała Sentis stojąca na progu kuchni. Wyglądała jak obłąkana. Rozczochrane włosy i wymięta szata upodobniały ją do Bellatrix, skąd można wydedukować, że nie prezentowała się najlepiej.
A tej to by się przydał makijaż. – Gryfonka podniosła wzrok znad listy, ale po chwili powróciła po swojego zajęcia.
Jaki makijaż? Nie będę paradować po ulicy.
Tylko po cmentarzu – dokończyła Victoria.
Tam nie ma żadnego cmentarza – sprostowała Nathalie. – To dość... oryginalne miejsce, nawet jak na Severusa.
Nie rozumiem, czemu nie dał się pochować w jakimś normalnym, łatwo dostępnym miejscu, tylko na jakimś wygwizdowie. Aż takim samotnikiem to chyba nie był – narzekała Victoria.
Przecież już wam tłumaczyłam – zniecierpliwiła się Puchonka. – Nie chciał bohaterskiego pogrzebu, a domyślał się, że chcieliby mu tak urządzić. Szczególnie Potter. Pragnął, żeby chociaż po śmierci wszyscy dali mu święty spokój, więc o miejscu jego pochówku nie wie nikt. Na pogrzebie była tylko Minerva i grabarz, a po uroczystości Granger obojgu wyczyściła pamięć.
Kto to Granger? – spytała Victoria, jednak nie doczekała się odpowiedzi, a jedynie gromiących ją spojrzeń.
Długo tego spokoju nie zaznał – stwierdziła Sentis narzucając płaszcz.
Kobiety wyszły z mieszkania. Każda z nich niosła torbę lub kuferek, w których znajdowały się niezbędne składniki i eliksiry potrzebne do wykonania Eliksiru Wskrzeszenia. Wydawało im się, że są przygotowane na każdą ewentualność.
Dopiero zmierzchało, więc światła w niektórych domach jeszcze nie pogasły. Sentis zdawała się tym nie przejmować. Jej przyjaciółki zerkały nerwowo w stronę jednej konkretnej kamienicy, jakby z jej drzwi miała wyskoczyć co najmniej akromantula.
Myślę, że niepotrzebnie idziemy przez całą ulicę. Równie dobrze mogłybyśmy deportować się z zaułka między kamienicami. – Victoria wciąż obracała się nerwowo. Wyobraziła sobie Panią Mops z różowym szlafroczku, która biegnie za nimi z tłuczkiem do ziemniaków i grozi mocnym laniem.
Dziwnie by to wyglądało, gdybyśmy tam weszły i nie wychodziły przez całą noc, a później jak gdyby nigdy nic znalazły się w mieszkaniu. Mugole wbrew pozorom nie są aż tacy głupi – wyjaśniła spokojnie Lindsay. Była aż nadto opanowana, przynajmniej jak na nią w takich sytuacjach.
Pani Mops nie będzie nas już więcej niepokoić, więc możecie czuć się bezpiecznie – zapewniła Sentis.
Skąd ta pewność?
Po prostu mam takie przeczucie.
Dziewczynom to wystarczyło.
Kiedy już znalazły się poza terenami zamieszkałymi przez mugoli, czyli w obecnie pustym, małym parku, Nathalie wyciągnęła z torby rolkę wymiętego pergaminu. Była to odręcznie narysowana, prowizoryczna mapa. Przedstawiała nienazwaną, małą dolinę znajdującą się, według opisu mapy, w południowych lasach Szkocji. Kobiety przyłożyły różdżki do papieru, a po chwili, za sprawą rozszerzonej magii deportacyjnej połączonej z ideą nielubianych przez nie świstoklików, przeniosły się w widoczne na szkicu miejsce.
Mała polanka leżąca w bardzo głębokiej dolinie, odgrodzona od wiatru i wzroku niepożądanych osób wyglądała bardzo sielsko, ale przy tym też groźnie i imponująco. Na jej środku znajdował się stos kamieni o wielkości ludzkiej czaszki. Była pełnia, więc nie potrzebowały oświetlać sobie drogi za pomocą różdżek. Kobiety zatrzymały się kilka metrów od centrum, odłożyły bagaże i zdjęły płaszcze. Nathalie zakasała rękawy, po czym dotknęła mapę końcem swojej różdżki. Na pergaminie zaczęły pojawiać się nowe linie.
Z tego co udało mi się złożyć z zrekonstruowanych elementów pamięci grabarza dowiedziałam się, że grób jest pod tą kupką kamieni. W promieniu dwóch metrów od niej działa bariera antywłamaniowa, a w promieniu metra któreś z Zaklęć Niewybaczalnych, nie jestem w stanie określić, które dokładnie. Gdzieś jest tu obejście tych zabezpieczeń, ale facet zemdlał i nie byłam w stanie dalej gmerać mu w pamięci. Jak tu jest gorąco – mruknęła na końcu Puchonka. – Jakieś pomysły?
Zróbmy podkop! – zakrzyknęła Victoria.
Mózg sobie podkop. Proponuję pokręcić się trochę po terenie. Mamy jeszcze trochę czasu, więc może coś znajdziemy.
A jak nic nie znajdziemy?
To będziemy łamać bariery i rzucać klątwy, ale to w ostateczności.
Zaczęły się przechadzać. Miały jeszcze kilka godzin do północy, a półprodukty do eliksiru były już gotowe, więc postanowiły spróbować. Nathalie co chwilę sprawdzała sobie tętno, trzęsła się i pociła, toteż zajęła się doprowadzaniem swojego ciała do stanu używalności, a dziewczynom zostawiła bawienie się w detektywa. Victoria stąpała drobnymi kroczkami i uważnie przyglądała się wszelkim nierównościom, pojedynczym kamyczkom i wszelkim tego typu drobiazgom. W rzeczywistości jednak bardziej zajęta była powtarzaniem sobie w głowie inkantacji, niż doszukiwaniem się poszlak. Sentis natomiast wciąż zadręczała się pytaniami, na które nie była w stanie sobie odpowiedzieć. Nikt żywy nie był w stanie. Przynajmniej nikt obecnie żywy.
Lindsay jako jedyna skupiła się na zadaniu. Weszła nieco wyżej na wzniesienie, żeby zobaczyć całą dolinę z góry. Wiatr wiał tam zdecydowanie mocniej, aż trudno było jej zachować równowagę. Uważnie przyjrzała się wszystkim elementom, po czym zbiegła na dół do przyjaciółek.
Tu jest wzór! – krzyczała wciąż jeszcze biegnąc na dół.
Jaki wzór? – Nathalie oddychała już spokojniej. Trzymała w dłoniach rozłożoną mapę i porównywała ją z tym, co obecnie widziała.
Te porozrzucane wokół kamienie tworzą konkretny kształt. Najprawdopodobniej trzeba przejść to nich w odpowiedniej kolejności i bariery opadną.
Ale jaki to kształt? I gdzie się zaczyna? – zapytała już bardziej rzeczowo Puchonka.
Lindsay podeszła to jednego z kamieni.
Najprawdopodobniej tu. Później trzeba pójść to tego nieco wyżej, a dalej już wężykiem w dół. Przypomina to koślawą literę „S”.
Sama jesteś koślawa – mruknęła pod nosem Sentis, po czym podeszła do wskazanego przez przyjaciółkę kamienia. – I co teraz?
Może dotknij go różdżką, czy coś. Nie wiem, nie znam się na zabezpieczeniach. Spróbuj czegokolwiek.
Ślizgonka podążyła za sugestiami, a kiedy dotknęła kamienia, pojawił się na nim napis „NARODZINY”.
Coś czuję, że bardziej będzie to przypominać konkurs wiedzy niż łamanie bariery magicznej – stwierdziła Nathalie. – Chyba musisz powiedzieć, gdzie i kiedy urodził się Sever.
Łatwizna – prychnęła Sentis. – Dziewiąty stycznia tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt, Londyn.
Skała zaczęła pulsować jasnozielonym światłem. Kobieta podeszła do kolejnego kamienia. „RODZICE”.
Eileen Prince i  Tobiasz Snape. Ile jeszcze jest tych skałek?
Jeszcze siedem. Nie marudź, tylko odpowiadaj! – zakrzyknęła Nathalie, po której już nie było widać ani odrobiny złego samopoczucia. Rozwiązywanie zagadek dobrze na nią działało.
Kolejne pytania również były banalne. „DOM” - Slytherin, „HOBBY” – eliksiry, „RÓŻDŻKA”- buk, włos jednorożca, 13,5 cala.
KLUB”
Jaki klub? – spytała Victoria. – W Hogwarcie było jakieś miejsce schadzek?
Chciałabyś. To było koło wzajemnej adoracji, ale tylko dla kujonów – wytłumaczyła Sentis. – Nic dziwnego, że o nim nie wiesz. Klub Ślimaka.
Następna skała pojaśniała. „KSIĄŻKA” - Tajemnice Najczarniejszej Magii, „ZAKLĘCIE” - Sectumsempra i ostatnie „MIŁOŚĆ”.
Ups... – wyrwało się Lindsay.
Dziewczyny zmarszczyły brwi. Wiedziały, że odpowiedź na to pytanie może być bardzo satysfakcjonująca dla ich przyjaciółki lub niemal miażdżąca. Sentis albo Lily. Prawda albo fałsz. Slytherin albo Gryfindor.
To chyba jakiś żart – syknęła bliska płaczu Ślizgonka.
Jestem prawie pewna, że to on układał te pytania. Musisz pomyśleć, tak jak on w tamtym momencie.
Zajebiście mi pomogłaś!
Milczały i patrzyły na nią w napięciu, a ona myślała.
Udawał przede mną, czy przed nią? Czy kłamał tym wszystkim ludziom, w tym dyrektorowi i Potterowi? Co ja mam do cholery zrobić?! Stoję dwa kroki od stosu tych pieprzonych kamieni i jeśli udzielę złej odpowiedzi, to najprawdopodobniej pieprznie mnie Adava.
Nie chcę nic mówić, ale stoi...
To się zamknij – przerwała Krukonce Sentis. – Żeby cię szlag jasny trafił Sever! Zawsze robisz mi pod górkę! Zawsze! Po ożywieniu masz ode mnie w pysk! Nienawidzę cię! Lily Evans!
Kamień pojaśniał.
O kurwa... - wyrwało się Lindsay, jednak już bardziej dosadnie.
Ze stosu powoli znikały kamienie, a kiedy zdematerializował się ostatni, dziewczynom ukazała się jedynie duża i głęboka dziura w ziemi. Po chwili wystrzelił z niej słup białego światła, żeby zaraz zgasnąć. Był jednak na tyle silny, że oślepił dziewczyny na kilka sekund. Kiedy już odzyskały wzrok, w miejscu otworu stała wysoka na ponad dwa metry, czarna, rzeźbiona w różne wzory kolumna. Jego trumna.
Ja nie chcę się wymądrzać, ale ożywianie faceta, który cię nie kocha to chyba nie najlepszy pomysł – wyszeptała szybko Victoria, jakby bała się, że zaraz oberwie.
A ja myślę, że to nie twoja sprawa i zamknij gębę – ucięła szybko Ślizgonka. Serce biło jej tak mocno i tak szybko, że słyszały to nawet stojące obok przyjaciółki.
Była wściekła, zrozpaczona i pełna lęku jednocześnie. Pomimo tego, że nie darzył jej miłością, to chciała go skutecznie ożywić, a w stanie tak wielkiego wzburzenia stawało się to coraz mniej prawdopodobne. Mogła go zabić jeszcze bardziej niż jest martwy teraz. Po źle przeprowadzonym ożywianiu nie ma już żadnych szans. Nie ma magii czarniejszej i skuteczniejszej od tej, którą zaraz miały zacząć praktykować.
Podajcie mi jakiś słaby eliksir uspokajający i zaczynajmy.
Sentis opróżniła niewielką fiolkę z szarawym płynem, a po kilku chwilach jej serce uspokoiło się, lecz nie poczuła otępienia, jak to miało miejsce po spożyciu standardowego eliksiru tego typu. Zaczęła myśleć bardziej racjonalnie i aspekty moralne oraz emocjonalne na ten moment przestały mieć dla niej znaczenie.
Podeszła do sarkofagu, a kiedy go dotknęła, ten zmienił swoje położenie z wertykalnego na horyzontalny i otworzył się.
Severus wyglądał niemal tak, jak go sobie wyobrażała. Blada, niemal zielona skóra, haczykowaty nos, gęste rzęsy i brwi, wąskie usta, mnóstwo zmarszczek na czole, za to ani jednej w okolicy ust. Został pochowany w szacie mistrzowskiej, czyli w czarnym garniturze, zapinanym na guziki kaftanie w kolorze zależnym od dziedziny, w której osiągnął mistrzostwo, czyli w tym wypadku ciemnofioletowej, oraz długiej szacie wierzchniej z szerokimi rękawami. Leżał ze splecionymi na klatce piersiowej dłońmi, a które włożono jego różdżkę. Przy jego nogach leżały wszystkie opublikowane przez niego książki, jakiś medal i koperta wypchana listami, zapewne uczniowie chcieli w ten sposób oddać mu cześć.
Rozstawcie sprzęt, niech któraś rozpali ogień pod największym kociołkiem. Miejcie wszystko pod ręką, a ty Victorio przeczytaj jeszcze raz inkantacje. Ja zacznę warzyć miksturę, ale skończy ją Nathalie. Lindsay przytrzyma barierę nad całą doliną i zajmie się Severusem po całej akcji. Wszystko jasne? To do roboty.
Przygotowania zajęły ponad godzinę, ale im wydawało się, jakby minęło pięć minut. Spieszyły się, ale uważały, żeby niczego nie przeoczyć, o niczym nie zapomnieć. Chciały mieć wszystko doskonale zorganizowane i chyba im się udało. Długie godziny, a właściwie dni przygotowań nie poszły na marne.
Kiedy nadeszła północ, przystąpiły do działania.
Lindsay stanęła przy dolnej części trumny, Sentis i Nathalie przy jednym boku, a Victora naprzeciwko, gdyż w ten sposób nie przeszkadzały sobie wzajemnie przy pracy.
Na ustalony znak siwowłosa zaczęła wypowiadać słowa inkantacji. Robiła to powoli i bardzo wyraźnie, zataczając różdżką finezyjne okręgi nad twarzą Severusa. Sentis w odpowiednich momentach dorzucała do kociołka coraz to nowe składniki, w drugim kotle podgrzewała smolistą ciecz, tuż obok Puchonka mieszała kilka innych eliksirów w jedną całość. Wszystko było dużo bardziej skomplikowane, niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. Pozorny spokój skrywał skupienie i nerwowe ruchy, które mimo wszystko, musiały być płynne i precyzyjne.
Twarz Severusa zaczynała nabierać czerwono-sinego koloru. Rytuał dobiegał końca.
Sentis wrzuciła do czerwonej cieczy garść włosów testrala, a kociołek zajął się ogniem. W tym samym momencie Victoria skończyła wypowiadanie inkantacji. Wszystko zostało idealnie zgrane w czasie. Ślizgonka wyjęła różdżkę. Ciesz wypłynęła z kociołka i kilkoma strumieniami popłynęła w stronę Severusa, po czym wdarła się do jego ciała przez nos, uszy i klatkę piersiową, gdzie miała pozostać mu blizna. Zwłoki poczerwieniały. Splecione ręce opadły wzdłuż ciała, a różdżka upadła na trawę. Severus zaczął się trząść, a Victoria rozpoczęła rzucanie zaklęcia. Połączyła ze sobą aurę Snape'a i Gaunt, przez co jej moc mogła przeniknąć do ciała mężczyzny. Był to najniebezpieczniejszy element całego rytuału.
Czuła, jak jej ciało słabnie. Nikt nie mógł oszacować, jak dużo mocy będzie potrzebne, aby pobudzić mózg i serce Severusa do ponownego życia. Możliwe, że wyciągnie z niej wszystko, co do kropli. Była coraz bardziej senna. Nathalie stała zaraz za nią, żeby w razie potrzeby uchronić ją przed upadkiem.
Ciałem Severusa poruszył mocny wstrząs rozpoczynający się od klatki piersiowej. Po chwili kolejny. Drgawki stawały się coraz mocniejsze.
Otworzył oczy.
Drgawki ustały.
Przepływ energii ustał, a Lindsay schowała różdżkę, po czym podeszła do trumny.
Sprawdziła mu tętno, obejrzała źrenice, dłonie. Rozpięła koszulę, na co zareagował niezgrabnymi ruchami rąk i cichym chrypieniem. Wszystko było w stanie jak najbardziej poprawnym.
Jego twarz odzyskała powoli swoją naturalną bladość. Nie był w stanie wydusić z siebie nawet jednej sylaby, ciało było mu posłuszne tylko w niewielkim stopniu. Czuł pieczenie w gardle, dudnienie w głowie i tępy ból w okolicach klatki piersiowej. Nie wiedział, co się przed chwilą stało. Pamiętał jedynie tego przeklętego węża i Pottera. Później tylko ciemność. Po głowie błądziło mu echo wypowiadanych niczym mantra słów w nieznanym mu języku.
Nachylały się nad nim trzy kobiety, które skądś kojarzył, ale nie był w stanie sobie przypomnieć, jak się nazywają. Wielu rzeczy nie mógł sobie teraz przypomnieć.
Blondynka podała mu jakąś miksturę do wypicia, której nie był w stanie sam przełknąć, więc musiała pomóc mu magią. Wszystkie trzy nacierały to różnymi specyfikami, a on chciał tylko wstać. Próbował podnieść się, jednak bardziej przypominało to wicie się dżdżownicy, niż ruchy zdrowego człowieka.
Czyżbym trafił do piekła?
Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Witamy wśród żywych, Sever – powiedziała blondynka.

Sentis stała kilka kroków dalej, poza zasięgiem jego wzroku. Była osłabiona, ale nie tak, jak się tego spodziewała. Nie potrafiła teraz do niego podejść. Wszystko wirowało jej przed oczami. Usłyszała tylko słowa Lindsay, a chwilę później zemdlała. 

3 komentarze:

  1. Oh jolly good! <3 ROZDZIAŁ!

    Autorkę uprasza się o nieprzerywanie w najlepszym momencie!!! (tutaj przygania kocioł garnkowi, wiem… Ale no!) Sever! Sever żywy, kamień z serca, ale mózg! Mózg, umysł, sarkazm, ślizgoństwo! Lepiej tego nie spieprz, Sentis!

    „– Zróbmy podkop! – zakrzyknęła Victoria.
    – Mózg sobie podkop.“ hahaha parskłam :P

    muszę się przyznać, że dla dodania dramatyzmu słuchałam sobie tego, nie wiem co o tym sądzisz, ale… https://www.youtube.com/watch?v=jOOHAolkHy0&spfreload=10

    Muszę przyznać, że drżę z niecierpliwości! Cały rytuał bardzo mi się podobał no i oczywiście ta cholerna Lily Evans! Jak zwykle! Musiała! Agh! Nie znoszę. Ale uwielbiam dziewczyny i ich współpracę :)

    Podoba mi się i musisz natychmiast napisać dalej! Niezwłocznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe trafiłam na Twojego poprzedniego bloga. To było nawet niezłe :) Chociaż ta wersja (czy to jakieś 2.0?) zdecydowanie lepsza, to tamta z pewnością miała potencjał. Dobrze, że kontynuujesz tę historię. Miałaś i nadal masz taki fajny, ponury, surowy styl.

    Z innej beczki… Wiesz, że mam napady wena, prawda? To znaczy… Jestem kompulsywnym pisarzem i ignoruję swoje życie na rzecz Severa. Więc zapraszam na 14. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Informuję, iż na blogu http://vampire-memories.blog.onet.pl/ pojawiła się notka informacyjna.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony