poniedziałek, 15 grudnia 2014

VI

Ze względu na wysokie zagrożenie oraz poważne zarzuty przesłuchania oskarżonych odbędą się podczas dzisiejszej rozprawy, przy wszystkich tu zgromadzonych, a poprowadzi je pan Wiceminister Magii – dokończył swoją wypowiedź mówca.
Z miejsca podniósł się wysoki mężczyzna, odziany w czarne szaty sędziowskie z kołnierzem obszytym fioletową lamówką. Był dość zdenerwowany i nie panował nad drżeniem rąk, toteż schował je za plecami.
Panno White – rozbrzmiał jego niski głos. – Proszę mi powiedzieć, po co udały się panie do Banku Gringotta?
Victoria, pomimo fizycznego i psychicznego zmęczenia, nie straciła rezonu. To pytanie wydało jej się niesamowicie głupie oraz nieprzemyślane.
Nie wiem, po co inni czarodzieje odwiedzają bank, ale ja udałam się tam, aby zabrać pewne rzeczy ze skarbca.
A co pani chciała wyciągnąć?
Niech pomyślę...
Victoria otwarcie naśmiewa się z przebiegu przesłuchania. Wiceminister wydawał się być kompletnie nieprzygotowany i niekompetentny do zajmowania się tego typu sprawami. Pewnie zmusili go, a on biedny nie miał wyjścia. Musiał podnieść rękawicę. Krukonka zastanawiała się jedynie, dlaczego mężczyzna postanowił bić się tą rękawicą po twarzy.
Nie jestem do końca pewna, ale chyba pieniądze. Czy to jakiś problem? – dokończyła smutno.
Sentis z całej siły powstrzymywała się od parsknięcia ze śmiechu. Najchętniej zasłoniłaby usta dłonią, jednak była unieruchomiona, co szczególnie dawało jej się we znaki, kiedy trzęsła się ze śmiechu. Łańcuchy wrzynały się w jej ciało i było jej niewygodnie. Była przekonana, że w miejscach, które krępujące ją więzy stykały się ze skórą, będzie miała siniaki.
W jakim celu chciała pani podjąć ze swojego skarbca te pieniądze? – zapytał mężczyzna.
A kto powiedział, że ze swojego? – Victoria uśmiechnęła się groźnie, ale nikt tego nie zauważył, ponieważ jej twarz zakryta była przez hełm.
Więc chciała pani okra... – zaczął facet, jednak Krukonka mu przerwała.
Tego też nie powiedziałam.
Ale wcześniej stwierdziła pani, że... – znowu próbował się wysłowić i znowu Victoria mu przeszkodziła.
Niczego nie stwierdziłam. To pan nie sprecyzował pytania.
Wiceminister zamilkł. Ruszał ustami jak ryba wyciągnięta z wody. Nie wiedział, co ma dalej powiedzieć. Spojrzał na pozostałych członków ławy urzędników, wśród których szukał ratunku z tej beznadziejnej dla niego sytuacji. Shacklebolt gestem dłoni nakazał swojemu zastępcy usiąść obok siebie, a następnie mruknął kilka słów do mężczyzn.
Z miejsca podniósł się postawny blondyn, który, sądząc po stroju podobnym do mundurów pracowników Azkabanu, był dyrektorem tego okropnego przybytku. Jego twarz z prawej strony pokrywała pomarszczona blizna po oparzeniu. W pewien dziwny sposób dodawała mu uroku, choć mimo wszystko nie należał do osób o ujmującej aparycji.
Panno White, kiedy i gdzie poznała pani Toma Riddle’a? – Jego głos był nieco wyższy, lecz bardziej męski, gdyż epatował pewnością.
Nie znam tego mężczyzny – odpowiedziała krótko i całkowicie szczerze.
Panno Wilde? – zwrócił się do Nathalie.
Również go nie znam.
Red? – kontynuował już bez uprzejmości.
Nie wiem, o kim mowa.
Gaunt?
Mężczyzna niemal przeszywał wzrokiem Ślizgonkę, która już domyśliła się, że ona jest najbardziej podejrzana o konszachty z Tomem, kimkolwiek on był.
Nigdy nie słyszałam tego nazwiska.
Blondyn tylko uśmiechnął się pod nosem. Zaczął przechadzać się przed biurkiem z rękami splecionymi za plecami.
A może któraś z pań słyszała o Lordzie Voldemorcie?
Dziewczyny przez dłuższą chwilę nie odpowiadały. Lindsay dalej nie miała pojęcia, o kim mowa, jednak nie to teraz zaprzątało jej myśli.
Kobieta cały czas patrzyła na Kingsleya. Był on jej skrytą miłością, a nawet obsesją za czasów Hogwartu. Myślała o nim każdego dnia, obserwowała podczas posiłków w Wielkiej Sali, pragnęła zamienić z nim choć kilka słów, jednak brakowało jej odwagi. Wtedy, te kilkanaście lat temu, chciała oddać wszystko, żeby spędzić z nim resztę życia. Przekonała się, że po pewnym czasie młodzieńcze zauroczenia przemijają i człowiek ani się obejrzy, a już nie pamięta, jak miał na imię ten, dla którego kiedyś chciało się zaprzedać duszę diabłu.
Gryfonka podśmiewała się z siebie w duchu i na krótką chwilę zdołała zapomnieć o okropnych okolicznościach, w jakich się obecnie znajdowała.
Gdzieś słyszałam ten pseudonim, ale to było dawno temu – odpowiedziała Sentis. Przypomniała sobie, że Severus kilka razy wspomniał o tym mężczyźnie i jego planach, które Snape’owi wydawały się być najlepszym pomysłem na świecie. Ślizgonka tylko mu potakiwała i nie zgłębiała się w szczegóły, bo w ogóle jej to nie obchodziło. Oczywiście nie zamierzała o tym mówić podczas przesłuchania.
Kiedy konkretnie miało to miejsce? – dopytywał mężczyzna.
Na szóstym albo siódmym roku w Hogwarcie. Nie pamiętam dokładnie – odpowiedziała dość wymijająco brunetka.
A pozostałe panie? – spytał blondyn, unosząc lekko brwi niby w akcie pogardy.
Ludzie w szkole coś wspominali, ale nie wydało się to zbyt ciekawe, więc się tym nie interesowałam – powiedziała Victoria. Pozostałe kobiety milczały.
Mężczyzna wciąż przechadzał się po sali. Co jakiś czas kciuk jednej dłoni zatykał za skórzany pasek spodni, a palcami drugiej dotykał miejsca na twarzy, gdzie powinny być brwi, a pozostała jedynie blizna. Wyglądał, jakby próbował ułożyć w swojej łysiejącej głowie pytanie, które jednocześnie będzie podsumowaniem i wpakuje oskarżone z powrotem do celi – tym razem na dłużej. Większość ławy urzędników miała nadzieję, że tak się stanie. Mężczyźni siedzieli spięci, słuchali uważnie i notowali każde słowo, jakie padało podczas rozprawy. Tylko Minister wydawał się być nieco bardziej spokojny. Przyjął bardziej swobodną pozycję, niż jego koledzy, jedną ręką podpierał się o podłokietnik, zaś drugą oparł na stole.
W pewnym momencie blondyn zatrzymał się. Stanął naprzeciwko Sentis i przez dłuższą chwilę mierzył ją nieprzyjemnym wzrokiem.
Czyli twierdzą panie, że nie wiedzą, co działo się w Londynie przez ostatnie kilkanaście lat? – zapytał bardzo ironicznie. Nie dopuszczał myśli, że ktokolwiek na świecie mógłby nie być poinformowany o wojnie przeciwko Voldemortowi.
Ależ oczywiście, że wiemy. Sęk w tym, kiedy się o tym dowiedziałyśmy, a miało to miejsce stosunkowo niedawno – odpowiedziała oschle Ślizgonka.
A czymże były panie tak zaabsorbowane? Jak mniemam, musiało stać się coś niezwykle ważnego, co nie pozwoliło paniom na usłyszenie choćby plotki, czy pogłoski o niewyobrażalnych stratach, jakie świat czarodziejski ponosił przez Lo... – W tym miejscu głos mu nieco zadrżał. Wcześniej nie miał problemów z wymówieniem tsłów ego imienia, jednak na myśl o tym, co spotkało przez niego innych, zachrypnął. Odchrząknął krótko, po czym kontynuował. – Toma Riddle’a – dokończył już mniej pewnie.
Victoria po tych słowach miała ochotę wstać i rzucić w faceta toporem. A najlepiej kilkoma na raz.
A czy pan słyszał może o rzezi szamanek w Boliwii? – zapytała gniewnie.
Niestety nie doszły do mnie żadne informacje, jednak to nie ma związku z...
To może chociaż o aktach kanibalizmu wśród etiopskich magomedyków?
To nie ma nic wspólnego ze sprawą! – uniósł się dyrektor Azkabanu. – Proszę o uciszenie oskarżonej eliksirem!
Dwóch aurorów stojących przy drzwiach wejściowych już chciało pobiec po magomedyka zaopatrzonego w odpowiedni płyn, jednak nieoczekiwanie z miejsca podniósł się Minister. Jego twarz wyrażała niezadowolenie, a nawet dozę pogardy dla zachowania blondyna.
Proszę kontynuować panno White. Co miała pani na celu, wspominając o tych wydarzeniach?
Victoria warknęła cicho pod nosem, a następnie głośno wciągnęła powietrze. Była bardzo zdenerwowana podejściem urzędników do wydarzeń na świecie. Miała ochotę im wygarnąć i jakoś nie zamierzała się powstrzymywać.
Wiecie na czym polega problem? Zajmujecie się tylko własnym podwórkiem. Nic za waszym pięknym, białym ogrodzeniem nie ma żadnego znaczenia. Pewnego dnia na płotku pojawiła się rysa, później pęknięcie, a koniec końców dziura. Stosunkowo niewielka. Do idyllicznego ogródeczka wpadł mały, brudny chłopczyk, który zaczął namawiać inne dzieci do rozkopania rabatek i urządzenia ich według jego zasad. Nie minęło wiele czasu, a mały brudasek zapragnął zawładnąć całym ogródeczkiem wraz z tymi, którzy się w nim bawili. Jednak nie wszyscy mu się podobali, toteż postanowił usunąć ich z ogródeczka. Dopiero wtedy zaczęliście protestować. Kiedy wszystko zaszło zdecydowanie za daleko i niemożliwe było rozwiązanie tego w małej skali. Trzeba było zaangażować w to przedsięwzięcie wszystkie przychylne wam dzieci, aby usunąć z domu tego małego, brudnego chłopca. Pozbycie się jednego człowieka zajęło wam aż tyle czasu. Teraz szukacie winnych, choć wina leży po równo między wami, a Lordem Voldemortem.
Krukonka była z siebie cholernie zadowolona. Najlepszą dla niej nagrodą była cisza na sali, która zapadła po jej słowach. Zapragnęła jeszcze krzyknąć: „To wasza wina, idioci!”, jednak powstrzymała się, bo to jedynie zadziałałoby na jej niekorzyść. Jednak zarzut nie był końcem jej monologu.
Gdy wy walczyliście tu z jednym, słabym Voldemortem, mając po swojej stronie rzeszę zdolnych i potężnych czarodziei, w Boliwii zamordowano sto trzydzieści szamanek...
W Londynie zginęło ponad dwa razy więcej czarodziei i wielu mugoli, których liczba obecnie nie jest możliwa do oszacowania – wtrącił butnie blondyn.
A stało się to w ciągu tygodnia? Nie wydaje mi się.
Mężczyzna aż otworzył usta ze zdziwienia.
Na świecie wydarzyło się więcej zła niż wyrządził tu ten wasz Voldemort. Na Wielkiej Brytanii świat się nie kończy, więc przyjmijcie do wiadomości, że tę wojnę mogłyśmy mieć po prostu bardzo głęboko w dupie.
Teraz wszystkim obecnym na sali opadły szczęki. Nawet Kingley nie mógł się powstrzymać przed okazaniem zdziwienia i krzty wstydu za siebie i innych.
Ława urzędników zaczęła się naradzać. Panowie na początku wymieniali między sobą pojedyncze słowa, jakby nie mogli otrząsnąć się po usłyszanych słowach. Po chwili wzmożonego szeptania, kilku okrzykach, uderzeniach pięści w stół i kubku rozlanej herbaty, Wiceminister zarządził kilkuminutową przerwę, po czym przywołał do siebie głównego aurora. Wyszeptał mu kilka słów na ucho.
Że co?! – wyrwało się aurorowi. – Znaczy, jest pan pewien? To może być niebezpieczne i źle przyjęte przez widownię.
Kingsley spojrzał na ludzi wychodzących z sali. Większość z nich powinna wrócić za kilka minut z kubkiem gorącej kawy w dłoni, a widok, który mieliby zastać, wprawiłby ich w osłupienie. Minister jeszcze kilka razy przeanalizował w głowie swoją decyzję.
Tak, jestem pewien. Wykonać.
Auror przez chwilę zastygł w bezruchu. Jeszcze kilka razy spojrzał kontrolnie na Ministra, jednak ten nie miał nawet cienia wątpliwości.
Mężczyzna zwołał do siebie wszystkich kolegów po fachu znajdujących się w sali, po czym wydał krótki rozkaz:
Rozkuć oskarżone.
Podwładni zareagowali niemal identycznie, jak ich szef. Po kilku chwilach protestów, zdziwień, a nawet okrzyków strachu, niepewnie zaczęli się zbliżać do sceny. Bali się. Poruszali się bardzo powoli i strachliwie, odskakiwali na najcichszy brzdęk łańcuchów. Każdy z nich trzymał w dłoni różdżkę i po jej drganiu można było poznać, że aż trzęśli się ze strachu.
Banda tchórzofretek – mruknęła Victoria, podśmiewając się przy tym pod nosem.
Nic nie mów, bo wystraszysz ich jeszcze bardziej – dorzuciła ironicznie Sentis.
Dziewczyny przyglądały się temu, jak spektaklowi w cyrku. Różnica była jedynie taka, że nie mogły się otwarcie i na głos śmiać, a bardzo chciały. Dawno nie spotkały się z tak otwartym okazywaniem strachu. I to jeszcze wobec nich! Nie dziwiłyby się, gdyby bać się mieli przemytnicy, kłusownicy, czy płatni zabójcy, ale dlaczego miałyby być groźne dla przeciętnego aurora? Cała sytuacja wydawała im się śmieszna i irracjonalna jednocześnie.
Podchody mocno się przedłużały. Niektórzy widzowie zdążyli już wrócić do sali.
Ja to zrobię – podniósł się z miejsca zdenerwowany i dość zawiedziony brunet. Był to organ doradczy Ministra, czyli sławny już od urodzenia Harry Potter.
Jestem pod wrażeniem – powiedziała z aprobatą Sentis.
Młody mężczyzna nieco się zarumienił. Po kolei i w skupieniu rzucał zaklęcia ściągające bariery oraz pozostałe zabezpieczenia. Cały proces od pierwszego machnięcia różdżką, aż do postawienia kobiet z powrotem na ziemię zajął mu niecały kwadrans. Do sali zdążyli już wrócić niemal wszyscy widzowie.
Nie zrobiłem przecież nic niezwykłego – odpowiedział dość pewnie chłopak.
Nie uciekłeś z podkulonym ogonem, a to już coś.
Gryfoni już tak mają – odparł skromnie.
Gryfoni to większość tych tchórzy, którzy nazywają się aurorami – stwierdziła Sentis rozcierając obolałe od kajdan nadgarstki. – Ty po prostu jesteś odważny.
Dziękuję pani.
W jej ustach to wcale nie jest komplement – wtrąciła groźnie Victoria.
Ślizgonka patrzyła uważnie na zdziwionego Pottera, który już nie był z siebie taki dumny. Brunetka tylko uśmiechnęła się pod nosem.
Durny, jak wszyscy – mruknęła jakby sama do siebie.
Proszę o ciszę! – zarządził Minister. – Przejdźmy do wniosków końcowych i zakończy już tę farsę. Dopełnimy jedynie formalności o oddaleniu zarzutów, jednak i tak będą musiały się panie nieco natłumaczyć ze swojej nieobecności – skończył Kingsley, po czym oddał głos głównemu mówcy.

4 komentarze:

  1. Hej! Przeczytałam dziś Twoje opowiadanie, ale szczerze mówiąc, nie potrafię wyrobić sobie o nim opinii. Chyba potrzebuję trochę więcej :) Nie czytałam za wiele fików, których akcja rozgrywa się po wielkiej wojnie.
    Zaintrygowały mnie dziewczęta i fakt, jak niewiele robią sobie z rewolucji Lorda Voldemorta. Tak od serca - mnie ona też zawsze wydawała się nieco przesadzona, ale to też po części wina Rowling, która nie potrafiła zbudować napięcia. No i oczywiście zawsze jestem na tak, jeżeli chodzi o wskrzeszanie Severa. Zasłużył na zdecydowanie lepszą śmierć. Albo emeryturę w ciepłych krajach :)
    Na pewno jeszcze tu zajrzę, żeby zobaczyć, jak rozwija się historia.

    Pozdrawiam,
    Gall/Meada Szalona
    [http://severus.blog.onet.pl/]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! Wiem, jak to jest próbować opisać wszystko, co roi się w chorej głowie... I gdy pomysł rozrasta się do niewyobrażalnych rozmiarów, aż ciężko go ogarnąć... A potem fik, który miał mieć 10 rozdziałów pisze się 10 lat :)
    Życzę powodzenia i czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha! Ja mam tyle niewykorzystanych fragmentów, napoczętych kawałków i notatek, że pewnie wystarczyłoby na jeszcze kilka części :) Czasami znajduje w starych zeszytach fragmenty, których nawet nie pamiętam. Wymyśla się znacznie lepiej i szybciej, niż to potem spisuje. Dlatego momentami wydawało mi się, że nigdy nie skończę ŻdŚ.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie piszes a ja zapraszam cię na mojego bloga z grafiką : http://mysweetgraphic.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń

Mrs Black bajkowe-szablony