Wylądowali
przed gruzami bramy Hogwartu. Czekał tam na nich komitet powitalny:
Minerva, Filch z kotką i Slughorn. Sentis myślała, że ją krew
zaleje, a Severus zastanawiał się nad szybkim odwrotem. Nawet nie
próbowali ukryć swojego niezadowolenia.
– Na
brodę Merlina! Więc to jednak prawda! – Slughorn o mało nie padł
na zawał z zachwytu na widok Snape'a. Chciał do niego podejść i
uściskać, niczym wujek dawno nie widzianego siostrzeńca, ale
zdenerwowanie wymalowane na twarzy Mistrza Eliksirów skutecznie go
od tego odwiodło.
– Nie
powinniśmy tu tyle stać. Jedźmy już do zamku – zarządziła
Minerva. Wydawała się być niezainteresowana zaistniałą sytuacją, jakby oglądanie żywych trupów atrakcyjnością dorównywało piciu porannej kawy. Reszta ruszyła za nią w milczeniu w stronę wozów zaprzęgniętych w testrale. Bagażami zajęły się skrzaty.
Minerva. Wydawała się być niezainteresowana zaistniałą sytuacją, jakby oglądanie żywych trupów atrakcyjnością dorównywało piciu porannej kawy. Reszta ruszyła za nią w milczeniu w stronę wozów zaprzęgniętych w testrale. Bagażami zajęły się skrzaty.
Kiedy
jechali, Sentis mogła dokładnie przyjrzeć się zamkowi. Był
zniszczony, choć daleko mu było do ruiny. Większość zburzonych
elementów została już uprzątnięta, nie zauważyła żadnych
stert gruzu czy kamieni, choć ubytki w murach zaskoczyły ją swoimi
rozmiarami. Dziwiła się, że zamek nie runął totalnie, z
pewnością dzięki zasłudze magii.
Severus
był za to mocno zawiedziony. Liczył, że całą tę szkołę trafił
jasny szlag i pozostanie tylko zrównać ją z ziemią. Zbyt wiele
złych rzeczy się w niej stało. Nie myślał jedynie o sobie.
Przypomniał sobie Komnatę Tajemnic razem z pieprzonym bazyliszkiem,
bijącą wierzbę, te cholerne chaszcze w szklarni, które Albus
kazał hodować, choć wiedział, że mogą pozabijać przynajmniej
połowę dzieciaków… I Voldemorta. Wszystko miało swój początek
w Hogwarcie, a Snape doczekał się w tym miejscu nawet swojego
końca. Ten zamek nie kojarzył mu się z niczym dobrym. Nawet nie
wszedł do środka, a już chciał wracać do swojego mieszkania w
Londynie.
Swoją
drogą nie był do końca pewny, co tak właściwie wywinęły te
cztery wariatki, że musiał razem z nimi opuścić swoje lokum.
Czyżby kogoś zabiły?
Postanowił,
że poszuka w wydaniach Proroka z tego roku. Nie miał nawet zamiaru
pytać którejś z nich. Aż tak nisko nie upadł.
Nathalie
czekała na nich w korytarzu przy Wielkiej Sali. Wyglądała na nieco
zniecierpliwioną i podenerwowaną.
– Wybrałam
dla nas komnaty niedaleko lochów. Tam są najmniej zniszczone, poza
tym blisko z nich do pracowni eliksirów i wyjścia ewakuacyjnego.
Sentis
przyjęła to do wiadomości, co zakomunikowała jedynie kiwnięciem
głowy.
– Rozgośćcie
się, moi drodzy. Za godzinę spotkamy się na obiedzie i wspólnie
wszystko przedyskutujemy. Póki co odpocznijcie chwilę –
powiedziała Minerva uśmiechając się do Nathalie. Dziewczyna
odwzajemniła uśmiech i poprowadziła resztę do kwater.
Zeszli
schodami piętro niżej, gdzie teoretycznie znajdowała się kanciapa
woźnego, lecz za ukrytymi drzwiami chowały się dobrze
przystosowane do ich obecnych potrzeb pokoje.
Duży
salon pełnił funkcję korytarza, z niego wchodziło się do każdej
z osobnych sypialni, łazienki oraz małej kuchni. Był schludnie
urządzony, bez żadnych ozdobników z wyjątkiem zbyt przaśnego
żyrandola z kryształków. Reszta została utrzymana w brązowoszarej
kolorystyce. Sofa, kilka foteli, regały, półżywa paprotka,
stolik, dywan i to wszystko. Tyle dobrego. Kuchnia, a raczej
niewielki aneks, składał się z blatu, kilku kubków, szafki z
zastawą i czajnika. Posiłki w tym budynku jadało się wyłącznie
w Wielkiej Sali, więc nie było potrzeby, aby każde lokum wyposażać
w osobną kuchnię.
Severus
nie pamiętał, by wcześniej było tu coś takiego. Znał zamek
niemal jak własną kieszeń, ale pomieszczeń w tym konkretnym
miejscu nie kojarzył. Może przy okazji odbudowy zrobili małą
przebudowę? A może ktoś bardzo chciał, żeby Severus nigdy się
nie dowiedział o tych komnatach?
Mimo
wszystko kwatera przypadła im do gustu. Oczywiście na tyle, na ile
ludziom może podobać się miejsce, w którym woleliby nie być.
– Myślę,
że największą sypialnię powinniśmy zostawić Severusowi –
powiedziała Nathalie wskazując dłonią na drzwi naprzeciwko
wejścia. – Reszta pokoi jest niemal tej samej wielkości, więc
nie ma znaczenia, który wybierzecie dla siebie. Skrzaty przyniosą
bagaże po obiedzie. Nie ma sensu rozpakowywać ich dzisiaj, więc
możecie zająć się tym jutro.
– Dziękuję
ci za zgodę, moja droga! Cóż ja bym bez ciebie zrobiła! –
zakrzyknęła Sentis z udawanym entuzjazmem. Ilość jadu, jaką
zawarła w swojej wypowiedzi mogłaby wybić średniej wielkości
mugolskie miasto.
– Nie
bądź zgryźliwa. Przecież to wszystko dla naszego dobra.
– No
oczywiście, że tak. Slughorn przy bramie również potrzebny był
naszemu dobru. I wspólny obiadek. Nawet woźny musiał nas zobaczyć!
Jak nic jutro pojawimy się na pierwszej stronie Proroka! Nie widzę
tu pismaków, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby nasz profesorek
przepuścił okazję do zarobienia kilku knutów.
– To
akurat nie moja wina. Minerva uparła się, że cały personel w
zamku ma wiedzieć, co się dzieje. Ale jest tu tylko kadra
nauczycielska i skrzaty.
– No
to całe szczęście! – jadowicie stwierdziła Ślizgonka. – Już
myślałam, że Minerva zrobi z nas atrakcję dla pierwszorocznych.
– Jesteś
okropna – mruknęła z dezaprobatą Nathalie.
– A
co z uczniami? – wtrącił się Snape. Bardzo zdziwiła go cisza,
jaka panowała w zamku. Spodziewał się raczej bandy szlachetnych
Gryfonów odbudowujących mury i garstki Ślizgonów, która za karę
za błędy rodziców szorowała podłogi.
– Na
ten rok Hogwart został zamknięty. Uczniowie albo czekają na
wznowienie roku szkolnego, albo uczą się w jakiejś innej szkole w
Europie.
Mężczyzna
tylko mruknął pod nosem. Udał się do swojej sypialni i jakoś nie
zamierzał nikogo informować, że do Wielkiej Sali uda się raczej
po swoim trupie. Wspólne ucztowanie za nic w świecie nie wchodziło
w grę. Przynajmniej nie dzisiaj. Ciągle czuł posmak rzygowin w
ustach, co chwila drętwiały mu dłonie i obawiał się, że
zemdleje. A wolałby tego nie robić przy swoich byłych kolegach z
pracy. Wszystko, tylko nie ich troska. Wydawało mu się, że nie
prosi o zbyt wiele.
Sentis
kątem oka zarejestrowała, jak Severus wychodzi z salonu. Miała
nadzieję, że mężczyzna pójdzie spać i przynajmniej jego ominie
wątpliwej przyjemności obiadek w gronie starych znajomych.
Strasznie nie chciała tam iść.
W
ogóle dlaczego jedli obiad niemal w nocy? Z tego co pamiętała,
taki posiłek każdy przeciętny człowiek nazywał kolacją. Nie
zamierzała się nad tym rozwodzić.
– Mam
nadzieję, że podadzą kurczaka w miodzie. Jesienią prawie zawsze
na stole był kurczak w miodzie. I do tego jeszcze surówka z marchwi
– rozmarzyła się Lindsay.
– Albo
ogromny filet z łososia w grubej panierce – dorzuciła od siebie
Victoria.
– Ja
to bym wolała porządny kawał mięcha – stwierdziła Sentis. –
Najlepiej jakiś wielki stek. Koniecznie w ciemnym sosie.
– A
mi to się marzy ciasto dyniowe – powiedziała Nathalie, na co
wszystkie westchnęły z aprobatą.
– Może
mają też Kremowe Piwo.
– No
pewnie! Najlepiej Ognistą podać do obiadu.
– Nie
ma dzieci, więc kto wie. Może teraz codziennie ucztują.
– Już
widzę tego dziada od zaklęć, jak ucztuje i pije wino z pucharka
większego od niego samego.
Śmiały
się i wspominały stare czasy. Dobry nastrój sprawił, że czas w
samotności upłynął dużo szybciej niż by tego chciały. Skrzat
owinięty w poszewkę od poduszki przyszedł im zakomunikować, że
obiad już czeka. Kobiety niechętnie udały się do Wielkiej Sali.
– No
nareszcie się zjawiłyście! A gdzie Severus? – powitał je
radośnie Slughorn. Niestety nie były równie uradowane co on. Facet
strasznie się postarzał, osiwiał, a w dodatku dorobił się
niewielkiego garba. Gdyby nie nauczycielska szata wyglądałby jak
przeciętny mugolski staruszek.
– Śpi
– skłamała szybko Sentis. Nawet nie zajrzała do jego sypialni
przed wyjściem. Brunetka zajęła miejsce w bezpiecznej odległości
od Minervy. Między nimi usiadły pozostałe dziewczyny.
Nauczyciele
rozmawiali o bieżących sprawach Hogwartu, a w międzyczasie jedli
posiłek. Nathalie przysłuchiwała się wszystkiemu jak zaczarowana,
jakby jej jedynym marzeniem było zostać tu na zawsze. Lindsay
pochłaniała wszystko, co była w stanie nadziać na widelec, a
Victoria wciąż nie mogła się zdecydować na jedną potrawę, bo
nie chciała się obżerać przed spaniem. Za to Sentis jadła szybko
i byle co. Nie stanowiło to problemu dla jej upodobań kulinarnych,
bo w Hogwarcie po prostu nie podawali złego jedzenia. Wszystko
smakowało cudownie.
Plan
odbudowy Hogwartu w gruncie rzeczy był bardzo prosty. Dotychczasowy
personel zamku do końca marca miał zająć się większymi
zniszczeniami, czyli murami i brakami w barierze ochronnej. Zajęcie
to okazało się być czasochłonne, ponieważ wiele pomieszczeń
zostało zburzonych w całości, więc nauczyciele musieli
odbudowywać je zgodnie z planami, jakie otrzymali z Ministerstwa.
Oczywiście nie trzymali się sztywno tych wytycznych. Zorganizowali
kilka ukrytych komnat, schronów, niewielkich sejfów, korytarzy
ewakuacyjnych i temu podobnych rzeczy. Chcieli, żeby Hogwart stał
się bezpieczniejszy dla nich i dla uczniów. Po zakończeniu tego
etapu prac do zamku miała wkroczyć komisja powołana przez
Ministra, której zadaniem była ocena, czy zamek nadaje się do
użytku. Jeśli tak będzie, w ciągu wakacji skrzaty miały zająć
się sprzątaniem i meblowaniem komnat. Według planu do września
wszystko powinno być skończone.
– To
fajnie, że sobie radzicie. Postaramy się wam pomóc, jeśli
zaistnieje taka potrzeba, ale póki co dziękuję za obiad. Wrócę
już do siebie.
– Nie
tak szybko panno Gaunt – zagrzmiała Minerva, na co Sentis zamarła
w połowie podnoszenia się w ławki. – Chyba jest nam panna winna
wyjaśnienia.
– Jakie
wyjaśnienia? – Sentis udawała głupią
– Może
to wydarzyło się dwadzieścia lat temu, ale faktem jest, że
zniknęła pani wraz z koleżankami bez słowa i to pod koniec roku
szkolnego. Mam wobec tego tylko jedno pytanie: po co?
– Wyjazd
służbowy – odpowiedziała sucho.
Zaraz
po tym z trzaśnięciem drzwi opuściła salę i udała się do
komnat. Miała dość. Znajdowała się w zamku od zaledwie kilku
godzin, a już chciała się stąd wynosić. Jak najdalej od Żelaznej
Dziewicy.
Stwierdziła,
że jeśli zajdzie taka potrzeba, to dadzą sobie radę bez pomocy
nadętej pani profesor. Na Londynie świat się nie kończy. Może i
tutaj był ich dom, ale nie zamierzały tu zostawać za wszelką
cenę. Jak trzeba będzie to wyniosą się na drugi koniec świata.
Etiopia, Grenlandia, Mozambik, Syberia... cokolwiek!
Sentis
zdawała sobie sprawę, że najprawdopodobniej przesadza. Że każdy
normalny (albo wcale nie) człowiek na miejscu belferki zadawałby
pytania. Pewnie nawet całe mnóstwo. Jednak McGonnagall nie należała
do normalnych, a Ślizgonka wątpiła nawet w to, czy była ona
człowiekiem. W końcu to przez tę starą raszplę zdecydowała się
wyjechać. Zadowalający z Transmutacji! Żeby ją szlag jasny
trafił! Gdyby nie to, teraz pewnie spałaby smacznie w swojej willi
z basenem na obrzeżach jakiegoś mugolskiego kurortu i kąpałaby
się w sławie najlepszej łamaczki klątw na kontynencie. I wcale
nie przesadzała. Gaunt doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich
zdolności i predyspozycji. Ona była wprost stworzona do tej pracy.
Jednak Minerva postanowiła zabawić się we władcę cudzych losów.
Szkoda tylko, że wybrała sobie do tego akurat ją.
Brunetka
wpadła do komnat jak burza, jednak gwałtownie zatrzymała się w
połowie pomieszczenia, kiedy zauważyła, że na kanapie siedzi
Severus. Brunet jak gdyby nigdy nic popijał herbatę ziołową i
przerzucał strony Proroka.
– Obiad
nie przypadł ci do gustu?
– Ależ
skąd. Widzę za to, że zasmakowała ci herbatka.
– Zaraz
po rzyganiu wszystko smakuje jak ambrozja – stwierdził nie
odrywając wzroku od gazety. Czytał jedynie nagłówki artykułów,
aby zorientować się pokrótce co się dzieje na świecie.
Kobieta
naprędce zaparzyła sobie kawy i rozsiadła się wygodnie w fotelu.
– Slughorn
się za tobą stęsknił.
– Bez
wzajemności.
– Ciągle
o ciebie pytał. Chyba chce sprzedać do Proroka twoje zdjęcie. Już
widzę ten nagłówek: „Podwójny szpieg znów wśród żywych”.
– Mam
dość zbędnej uwagi i bez tego – mruknął ustawiając pionowo
gazetę. Nie był zbyt skory do rozmowy, ale Sentis się nie
zniechęciła. W końcu on nigdy nie chciał rozmawiać.
– Nie
obawiaj się, dostaniesz jej dużo więcej. Będziesz stał w blasku
fleszy i twoi starzy znajomi z pracy o to zadbają, jak tak dalej
pójdzie.
Mężczyzna
opuścił gazetę na kolana. Spojrzał na brunetkę z ukosa.
– Co
masz na myśli?
Sentis
wygodniej usadowiła się w fotelu, po czym założyła nogę na nogę
i upiła łyk czarnej niczym smoła kawy. Roztarła językiem napój
na podniebieniu. Dawno nie piła tak dobrej i tak mocnej kawy.
Ciekawe skąd ją sprowadzali?
– Minerva
nie była zbyt...
– Minerva?
– zakpił z satysfakcją Snape. – Przeszłyście już na ty?
– Chyba
kpisz. Bardziej poprawnie politycznie jest mi mówić o niej per
Minerva, niż wredna suka, czy szmata, której nie cierpię.
Powracając do tematu, twoja była koleżanka z pracy... – Severus
nie omieszkał skwitować tego stwierdzenia znudzonym stęknięciem.
– …jakoś
nie specjalnie chciała z nami współpracować, więc o twoim życiu
po śmierci wie już cały zamek. Jednak nie powinno to potrwać zbyt
długo, bo jak oboje dobrze wiemy, Slughorn ma język długi jak Mur
Chiński. Za kilka dni pod bramą Hogwartu będzie się roiło od
pismaków, a dziękować za to będziemy nieocenionej profesor
McGonnagall.
– My?
– Uniósł brew. – Myślałem, że będę jedynym pokrzywdzonym.
– Oj
Żmijko, na tobie świat się nie kończy. Nie byłeś naszym
jedynym... dużym przedsięwzięciem. Przynajmniej ostatnimi czasy
nasze kontakty z Ministerstwem nieco się pokomplikowały.
Severus
ucieszył się w duchu jak dziecko. Wydawało mu się, że kobieta z
wiekiem zatraciła swoje buntownicze zapędy. Mylił się, a nie
zdarzało mu się to często.
– Czyżby
obrót nielegalnym towarem? – Nie mógł darować sobie krzty
ironii.
– Ależ
skąd! Po prostu chciałam się dostać do swojego skarbca w banku,
ale z jakiegoś powodu w obecnych czasach dziedzic Slytherina nie
jest mile widziany w miejscach publicznych.
– Chyba
bardziej poruszyło ich twoje pokrewieństwo z Voldemortem.
– Wiem
– odpowiedziała oschle.
Dosyć
szybko po opuszczeniu Azkabanu zorientowała się o co Ministerstwo
zrobiło tyle krzyku. Tom Riddle był jej kuzynem, synem siostry jej
ojca. Z jakiegoś powodu wszyscy pomyśleli, że zjawiła się tu,
żeby sfinalizować plany tego psychola. Niedoczekanie.
– Rodziny
się nie wybiera – zakończyła bez entuzjazmu.
Odstawiła
pusty kubek na stolik przy kanapie. Bez słowa udała się do swojej
sypialni. Zaraz po tym, jak zamknęła drzwi, usłyszała wchodzące
do salonu przyjaciółki. Nie miała ochoty z nimi rozmawiać.
Przynajmniej nie dziś.
Przebrała
się w wyciągniętą koszulkę i położyła pod kołdrą, a po
chwili spała jak dziecko.